Zapraszam także tutaj:

piątek, 1 listopada 2013

Moje włosy - Listopad 2013. Trzy miesiące po podcięciu

Kilka dni temu minęły trzy miesiące od lipcowego podcięcia, po którym postanowiłam ostro wziąć się za zapuszczanie. Jak prezentują się efekty?

lipiec - sierpień - wrzesień - październik
W październiku stosowałam:
  • olej łopianowy + rycynowy/Amla na skalp przed każdym myciem
  • wzmacniający tonik babuszki Agafii (do połowy miesiąca - skończył się)
  • codzienny masaż skalpu
  • brak podcinania końcówek
Choć włosy nadal rosną dość wolno, to patrząc na trzymiesięczny przyrost stwierdzam, że jest nieźle. Włosy nie stoją w miejscu, widać, że przybyło im kilka ładnych centymetrów.

Plany na listopad:
  • podcięcie - niestety, końce nie są w najlepszym stanie. Myślę, że zrobię to jakoś w połowie miesiąca, oczywiście sama w domu.
  • olej na skalp przed każdym myciem - łopianowy, Amla (do wykończenia zapasów, potem planuję stosować olej musztardowy)
  • codzienny masaż skalpu - tu bez zmian ;)

Generalnie w listopadzie dam włosom i skórze głowy trochę odpocząć, zastanowię się jednak nad suplementacją skrzypokrzywą i zrobieniem domowej wcierki do stosowania w drugiej połowie miesiąca.

Włosy listopadowe prezentują się tak:


To tyle :) Pozdrawiam,
Klaudia

sobota, 19 października 2013

Moja wyprzedaż na Vinted.pl. Zapraszam!


 Tak jak zapowiadałam jakiś czas temu, wystawiłam część swoich ubrań w serwisie Vinted.pl.
Nie są to jeszcze wszystkie rzeczy, które mam na sprzedaż, będę stopniowo dodawała nowe ubrania oraz biżuterię. Od tej pory link do mojego profilu będzie funkcjonował na blogu jako zakładka na górze.

Jeśli jesteście zainteresowane którąś z już dodanych rzeczy, zapraszam :)

Wszystkie ceny są podane orientacyjnie i podlegają negocjacji.
Nie jestem zainteresowana wymianą.


Zapraszam :)


+ dzisiejsze zdjęcia włosów

piątek, 18 października 2013

Jak to się stało, że mogę myć włosy co 5 dni?

linknatural.eu
W jednym ze swoich ostatnich postów wspominałam o tym, że nieoczekiwanie udało mi się znacznie ograniczyć częstotliwość mycia włosów - od mycia co 2 dni do co najmniej 3-4, a czasem nawet 5. Dostałam od Was sporo komentarzy z pytaniami, jak mi się to udało. Niestety, nie jestem na razie w stanie określić wyraźnej przyczyny, jednak postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma zmianami, jakie ostatnio wprowadziłam w swojej pielęgnacji, a które mogły mieć wpływ na przedłużenie świeżości moich włosów.



  • farbowanie henną
Henny zaczęłam używać w marcu tego roku i na początku nie zauważyłam jej wpływu na przetłuszczanie, jednak po trzecim użyciu włosy zareagowały w ten sposób, że były świeże przez kolejne cztery dni. Kolejny raz myłam i farbowałam włosy w zeszłą sobotę, a ponownie umyłam je dopiero w czwartek rano i do tej pory były w dobrym stanie. Jak wiadomo, henna wysusza włosy, co niektóre jej użytkowniczki traktują jako wadę. W moim przypadku jednak jest to jak najbardziej zaleta, gdyż suchość włosów znika po pierwszym umyciu i odżywieniu, a efekt zmniejszonego przetłuszczania utrzymuje się znacznie dłużej.

  • olejowanie skalpu
Rzecz, którą do tej pory rzadko robiłam z obawy o wzmożone wypadanie, jednak od 3 miesięcy stosuję tą metodę regularnie i wydaje mi się, że mogła mieć ona znaczący wpływ na ograniczenie przetłuszczania. Skórę głowy olejuję teraz przed każdym myciem, używam do tego olejku łopianowego z GP oraz rycynowego bądź Amli. 

  • stosowanie wcierek ziołowych
Od początku września używam także wzmacniającego toniku babuszki Agafii, jednak nie wydaje mi się, aby miał on tu szczególne znaczenie, gdyż poprawa nastąpiła jeszcze zanim zaczęłam go używać. Jednak stosowanie ziołowych wcierek również może mieć pozytywny wpływ na regulację wydzielania sebum oraz lekko podsuszać włosów u nasady, co daje efekt ograniczonego przetłuszczania.

  • Calcium Pantothenicum
Od końca lipca do połowy października brałam także CP - a może ono odegrało tu jakąś rolę? Nie mam pojęcia. Czy któraś z Was zauważyła może po nim zmniejszone przetłuszczanie?


Ponadto ciągle stosuję moje niezawodne metody, które opisywałam szerzej w tym poście:
  • odpowiednie nastawienie i świadoma rezygnacja ze zbyt częstego mycia
  • mycie grzywki zamiast całych włosów, kiedy jest już nieświeża
  • związywanie włosów w domu i nie dotykanie ich zbyt często w ciągu dnia

Co jeszcze mi pomogło? Przede wszystkim odpowiednia motywacja, którą w tym przypadku był ten film. Dzięki niemu przekonałam się, że rzadsze mycie włosów jest możliwe i że mogą one wyglądać dobrze nawet po tygodniu od ostatniego mycia. W dodatku widać jak na dłoni, że rzadsze mycie może włosom służyć, gdyż zapobiega ich nadmiernemu wysuszeniu przez detergenty zawarte w szamponie.

Aktualnie marzy mi się, aby ten stan się utrzymał i żeby poprzedni rytm wydzielania sebum przez moją skórę głowy już nie wrócił :) Marzy mi się, abym mogła myć włosy co 5-7 dni, choć na razie wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że już teraz myję je tak rzadko ;)

Znacie jakieś inne metody na przedłużenie świeżości włosów?

Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

poniedziałek, 7 października 2013

KONAD: Serca w wydaniu liliowym

Tak jak wspominałam w jednym z ostatnich postów, ostatnio zrezygnowałam praktycznie całkowicie z malowania paznokci. Dzisiaj jednak postanowiłam sięgnąć po lakier w związku z akcją DENKO. Wybrałam więc dość stary lakier, który trzeba zużyć w pierwszej kolejności, akurat w chłodnym, liliowym kolorze (Manhattan 203). Jak malować, to malować, więc dodałam do tego konadowe serca i na koniec srebrne refleksy. Kolor lakieru na żywo jest nieco inny niż na fotografiach, na zdjęciach widać także trochę niedociągnięć, które w rzeczywistości nie rzucają się w oczy.



Zdobienie proste, ale myślę, że dość efektowne ;) Dawno nie bawiłam się płytkami, a myślę, że fajnie byłoby do tego wrócić.

Pozdrawiam,
Klaudia

niedziela, 6 października 2013

Włosowe inspiracje z YouTube

Jakiś czas temu po raz kolejny próbowałam znaleźć w Internecie informacje na temat sposobów przyspieszania porostu i zapuszczania włosów. Do tej pory bazowałam jedynie na blogach, jednak tym razem postanowiłam sięgnąć po filmy na YouTube. Nie znalazłam może nic odkrywczego na temat, który mnie interesował, ale znalazłam kilka naprawdę inspirujących filmów dziewczyn z pięknymi, długimi włosami.



Ten film zmotywował mnie do tego, by myć włosy rzadziej. Podobnie jak jego autorka uważam, że nie ma włosów, które wymagałyby codziennego mycia, a jeśli uważasz, że takie masz, znaczy to, że musisz coś zmienić w ich pielęgnacji. Zazdroszczę autorce tego, że może myć włosy raz na tydzień, ale mi już udało się osiągnąć mycie włosów co 3-4 dni, a nie co 2 ;) Polecam obejrzeć ten film i uważnie się wsłuchać.



Film przedstawia w zasadzie tylko sposób nakładania na włosy oleju kokosowego, ale na jakie włosy! Są naprawdę długie i wyglądają pięknie. Kiedy na nie patrzę, myślę po prostu, że chciałabym takie mieć ;)




Jak dla mnie te włosy są już zdecydowanie za długie, ale bardzo inspirujące. W dodatku pielęgnowane silikonami i, jak widać, nie jest to zło wcielone, bo włosy są lśniące i w dobrej kondycji.


To by było na tyle ;) Macie jakieś ulubione włosowe kanały na YouTube?

Pozdrawiam,
Klaudia

środa, 2 października 2013

Moje włosy - Październik 2013. Aktualizacja pielęgnacji

Zdjęcie swoich włosów wstawiałam zaledwie kilka dni temu i wiele się od tamtej pory nie zmieniły (choć dziś są ułożone o wiele ładniej), ale postanowiłam nieco uzupełnić to, jak aktualnie wygląda ich pielęgnacja, a w tej kwestii pojawiły się już pewne zmiany. Ostatnie tygodnie są były dla moich włosów szczególnie udane, co bardzo mnie cieszy i daje nadzieję na to, że może wreszcie udaje mi się wypracować jakiś plan pielęgnacji, który by im naprawdę służył.

3.10.2013
  • włosy myję, uwaga, co 3-4 dni. To duża zmiana, bo do niedawna musiałam myć co 2, a w połowie drugiego dnia wyglądały już nieświeżo. Teraz nawet czwartego dnia wyglądają ok. Myślę, że rzadsze mycie zdecydowanie im służy, są bardziej mięsiste, rzadziej się puszą. Na ogół do mycia używam łagodnego szamponu, np. Dulgon Kids, a mniej więcej co trzecie mycie sięgam po coś oczyszczającego, np. Bioxine.
  • czeszę tylko na mokro, zaraz po zdjęciu ręcznika i wchłonięciu nadmiaru wody. Włosy układają się w ledwie zauważalne fale (takie jak na zdjęciu), nie stylizuję ich, ale o wiele mniej się puszą i generalnie są w lepszej kondycji.
  • wprowadziłam do pielęgnacji proteiny - na początku wypróbowałam laminowanie żelatyną, które zdało egzamin, a potem zaczęłam używać maski Bingo Spa - Spirulina & Keratyna, która je fajnie wygładza i wzmacnia.
  • skupiam się na zwiększeniu przyrostu - stosuję Calcium Pantothenicum, wzmacniający tonik babuszki Agafii, olej rycynowy + łopianowy przed każdym myciem oraz masaż skóry głowy. Włosy wciąż jednak rosną dość wolno - od początku czerwca urosły zaledwie 4,5 cm (widzę po odrostach przy warkoczykach), a więc daje to mniej więcej 1,1 cm miesięcznego przyrostu. Odejmując 3 cm podcięcia w lipcu, moje włosy są teraz tylko 1,5 cm dłuższe niż cztery miesiące temu...
  • tu kolejna zmiana - olejowanie skalpu. Myślę, że to ono mogło się przyczynić do ograniczenia przetłuszczania, ale pewności nie mam.
  • zrezygnowałam ze stosowania odżywki stosowanej na suche włosy na rzecz oleju. Codziennie rano wcieram we włosy dwie kropelki oleju lnianego, dzięki czemu włosy mniej się puszą, są gładsze, bardziej błyszczące i elastyczne, przy czym nie tłuste. Włosy olejuję także przed prawie każdym myciem, na odżywkę bądź na sucho.
  • przymierzam się do kolejnego farbowania henną, które zostanie ze mną na pewno na długo. Znowu zastosuję mieszankę Orzechowego i Ciemnego brązu Khadi.
  • na razie nie podcinam włosów. Rosną zbyt wolno, bym mogła sobie na to pozwolić - odejmując choćby pojedyncze centymetry, nigdy ich nie zapuszczę. Końce nie są jeszcze w złym stanie, więc poczekam, aż włosy będą dłuższe i wtedy je podetnę.

To by było na tyle. Na koniec zamieszczam jeszcze małe porównanie włosów z tego i zeszłego października:


Cieszę się, że od tamtego czasu urosły i się zagęściły :)

Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

sobota, 28 września 2013

Wielki plan DENKO (wrzesień 2013)

Rzadko tu ostatnio bywałam, a w czasie mojej nieobecności na blogu trochę się w moim życiu pozmieniało. Może nie są to jakieś diametralne zmiany, ale dla mnie znaczące. Przede wszystkim stwierdziłam, że mam za dużo rzeczy, tak zwyczajnie. Postanowiłam między innymi pozbyć się części zasobów mojej szafy (być może niedługo zorganizuję wyprzedaż części tych rzeczy - jesteście zainteresowane? ;)). Innym przejawem zmian jest chęć pozbycia się nadmiaru kosmetyków, które zalegają mi na półkach. Wiele z nich się dubluje, a części z nich już nie używam, bo już mam lepsze, nowsze. A po co mi trzy kremy do rąk, po co siedem olejków, skoro na co dzień używam dwóch, po co kupować nowe lakiery do paznokci, skoro stare nie są zużyte nawet do połowy, a już przysychają?

Nie chcę zużywać tych produktów po to, by zastąpić je nowymi, po prostu uznałam, że jestem w stanie się bez nich obejść. Chcę w ten sposób wprowadzić trochę porządku w moich rzeczach, a także mam nadzieję, że przyczyni się to w przyszłości do wzmożonego oszczędzania.

Przejrzałam wszystko, co mam, i oto nazbierała się taka pula do zużycia:


1. Krem do stóp Avon Foot Works - kupiłam go dawno temu, lubię go, ale kremów do stóp z reguły rzadko używam, spokojnie można je zastąpić zwykłym balsamem. Zostało mi go zaledwie na 1-2 użycia, więc niedługo się z nim uporam. Zużyte!

2. Krem do rąk BeBeauty - wycofany skarb włosomaniaczek, na mnie jednak nie zrobił wielkiego wrażenia: jego konsystencja jest zbyt gęsta, zamiast ujarzmiać i wygładzać, obkleja mi włosy. Została mi mniej więcej połowa, to może być spory problem.

3. Kakaowy krem do ciała Isana - produkt, z którym totalnie się nie polubiłam. Właściwie to jego używanie jest dla mnie męką, tak męczy mnie jego zapach, a na włosach nie sprawdził się zupełnie. Używam go jednak regularnie, nie zostało mi już dużo, więc niedługo wykończę.

4. Masło do ciała Awokado, Bielenda - zupełnie nie wiem, co mam zrobić z tym produktem. Nie kupiłam go, tylko dostałam. Zapowiadał się obiecująco, a okazał się być śliską, lepką, parafinowo-silikonową mieszanką obklejającą skórę. Użyłam kilka razy, stoi prawie nietknięty a ja zachodzę w głowę, co z nim zrobić. Może macie jakiś pomysł?

5. Perfumy - mam dwa flakoniki dość starych perfum, używam ich od dawna i już mi się znudziły. Problemem tu jest to, że często perfumy dostaję, praktycznie żadnego zapachu nie wybrałam sama, a ciągle piętrzą mi się nowe. Tych dwóch nie zostało już dużo, jednak perfumy trudno jest zużyć w ekspresowym tempie.

6. Olejek łopianowy Green Pharmacy - produkt, który niezbyt się sprawdził. Nie stosuję go solo, zużywam, dodając do różnych olejowych mieszanek. Jeszcze sporo go zostało... Zużyte!

7. Olejek Amla - zużyłam połowę i więcej nie mogę, bo ze względu na zapach mam zakaz jego używania w domu :P Również nie spełnił moich oczekiwań, trudno będzie mi go wykończyć.

8. Olejek migdałowy - zostało go około 25% w buteleczce, lubię go bardzo, choć ostatnio częściej używam oleju lnianego, który sprawdza się równie dobrze. Myślę, że szybko sobie z nim poradzę.

9. Alterra Granat & Awokado - lubię ten olejek, ale mam inne, lepsze. Zostało go zaledwie trochę na dnie, buteleczka stoi już praktycznie pusta, więc zużyję na olejowaniu włosów i twarzy. Zużyte!

10. Nafta kosmetyczna - użyłam zaledwie raz czy dwa, ale już czuję, że ten zakup to totalny niewypał. Stoi cała butelka, nie mam pojęcia, jak mogę ją sensownie wykorzystać.

11. Lakiery do paznokci - na zdjęciu jest ich tylko kilka, ale posiadam ich więcej, wiele z nich już przysycha albo zaczyna się rozwarstwiać. Tak jak pisałam ostatnio, przestałam praktycznie malować paznokcie, a tuż przed tą rewolucją kupiłam kilka nowych kolorów. Trudno będzie mi je zużyć, ale zacznę od tych najbardziej priorytetowych.

12. Cienie do powiek - trzymajcie mnie! Nawet nie wiedziałam, że tyle ich mam, a cieni nie używam praktycznie w ogóle. Nie mam pojęcia, co z nimi zrobić, raczej ich nie zużyję, a nawet nie mam ich ewentualnie komu oddać albo zużyć w niekonwencjonalny sposób. Chyba, że macie na to jakieś patenty. Wyrzucone

+ (niewidoczne na zdjęciu)
13. Tusz do rzęs Miss Sporty - znaleziony przy okazji porządków, zapomniałam, że go mam. Wolę ten, którego używam aktualnie, ale spróbuję go trochę poużywać. Zużyte!

14. Kredki do oczu - mam ich kilka, nawet w różnych kolorach, a na co dzień i tak używam jednej, czarnej. Nad tym też będę musiała popracować.


Wszystkie rzeczy umieszczam w specjalnym miejscu przeznaczonym na produkty "do zużycia". Nie wyznaczam sobie specjalnych granic czasowych, po prostu wybrałam kilka kosmetyków, których będę używać priorytetowo, nie chcę, aby coś się w ten sposób marnowało. Tak jak pisałam, chcę po prostu uszczuplić swoje zapasy i unikać niepotrzebnych zakupów w przyszłości.


Jeśli macie jakieś patenty i pomysły na to, jak można w sensowny sposób wykorzystać przedstawione wyżej produkty, podzielcie się! Będę wdzięczna za wszystkie porady :)

Pozdrawiam Was serdecznie,
Klaudia

środa, 25 września 2013

Moje włosy - Wrzesień 2013. Dwa miesiące po podcięciu

Mijają już dwa miesiące od ostatniego podcięcia, po którym postanowiłam, że będę zapuszczać włosy. Podsumowanie pierwszego miesiąca walki o długość możecie przeczytać tutaj. A jak wygląda sytuacja po drugim miesiącu?

aktualne włosy

Na zdjęciu włosy są nieco obciążone i w nieładzie, gdyż wczoraj eksperymentalnie zastosowałam olej kokosowy, który nie do końca mi się domył. Widać jednak dość dobrze długość - na złapanie "dobrego dnia" włosów będę musiała chyba jeszcze trochę poczekać ;)

Co stosowałam w tym miesiącu?
  • Calcium Pantothenicum jako suplement (3 tabletki dziennie)
  • olej rycynowy + łopianowy na skalp przed myciem
  • wzmacniający tonik Babuszki Agafii jako wcierka dwa razy dziennie
  • dwa razy dziennie masaż skalpu
  • brak podcinania końcówek

Wszystkie kuracje przeprowadziłam z kilkunastodniową przerwą, podczas której wyjechałam i nie miałam możliwości stosowania olejów, skończyło mi się także Calcium. Mam nadzieję, że ta przerwa nie wpłynie znacząco na skuteczność suplementacji.

A tak prezentuje się porównanie długości od początku zapuszczania:
porównanie długości: lipiec, sierpień, wrzesień
Myślę, że jest nieźle. Praktycznie udało mi się odzyskać długość sprzed podcięcia, a włosy rosną teraz dość szybko, co widzę chociażby po długości warkoczyków i odroście. Wydaje mi się, że zaczynam wreszcie ruszać z martwego punktu i pomału odczuwać fakt, że moje włosy zaczynają być długie ;)

Ponadto istotnym osiągnięciem w minionym miesiącu jest to, że udało mi się znacznie ograniczyć przetłuszczanie. Nie mam pojęcia, co na to wpłynęło, jednak ostatnio myję włosy aż co 3-4 dni, nie co 2, jak miałam od lat w zwyczaju. Nie wiem, jak to się stało, ale mnie to cieszy, choć dziwnie się czuję z tym, że tak rzadko myję włosy :P Myślę jednak, że rzadsze mycie będzie im służyć ze względu na rzadszy kontakt z detergentami, będą też miały więcej czasu na odbudowanie naturalnej bariery ochronnej i naturalne "natłuszczenie" przed kolejnym myciem. Zaczynam się zastanawiać, czy aby rzeczywiście "przetrzymywanie" włosów i przyzwyczajanie ich do rzadszego mycia nie jest przypadkiem drogą w dobrym kierunku. Zobaczymy, jak będzie dalej ;)

Plan na kolejny miesiąc:
  • Calcium Pantothenicum - ostatnie (trzecie) opakowanie, zwiększenie dawki do 4 tabletek dziennie
  • olej rycynowy + łopianowy na skalp - rycyna już mi się kończy, więc przez jakiś czas będę stosować sam olej łopianowy, może z dodatkiem Amli. Sam się raczej nie sprawdza, chcę go po prostu zużyć. Po jego wykończeniu wypróbuję olej musztardowy.
  • wzmacniający tonik Babuszki Agafii - używam od niedawna, buteleczka jest jeszcze pełna, więc zamierzam stosować do wykończenia.
  • masaż skalpu - dwa razy dziennie (przy okazji stosowania wcierki)
  • podcięcie - wolałabym go uniknąć, jednak włosy nie mają się najlepiej po wakacjach. Niewykluczone więc, że podetnę około 1 cm (sama).

Pozdrawiam Was serdecznie,
Klaudia

sobota, 21 września 2013

Eksperyment: Dwa miesiące bez lakieru do paznokci

Wiem, że strasznie się opuściłam w ostatnich miesiącach, jeśli chodzi o blogowanie. Przyczyną tego jest to, że ciągle gdzieś wyjeżdżam i zwyczajnie albo mnie nie ma, albo mam na głowie pakowanie i przygotowania, albo z kolei jestem zajęta ogarnianiem różnych spraw po powrocie. Musicie mi wybaczyć. Włosy na szczęście jakoś się trzymają, ale dość mocno "zaniedbałam" paznokcie. Ale, czy na pewno? No właśnie ;)

Kiedy 15 lipca wyjeżdżałam na kilka dni, dzień przed wyjazdem nie miałam czasu na malowanie paznokci. Zmyłam więc poprzedni lakier i pierwszy raz od kilku lat wyszłam z domu z "nagimi" paznokciami i postanowiłam nie robić z nimi nic aż do powrotu. Tak jak pisałam tutaj, wcześniej przez cały je malowałam, ponieważ uważałam to za klucz do tego, by były mocne. Byłam pewna, że kiedy nie pokryję ich lakierem, natychmiast się połamią i pokruszą.

Od tamtej pory minęły już dwa miesiące, a moje paznokcie obecnie wyglądają tak:



Zmuszona jestem odwołać wszystko, co mówiłam do tej pory. Jak widać, nie połamały się i nie zniszczyły. Wręcz przeciwnie, są mocne jak nigdy wcześniej, grubsze, zniknęły także przebarwienia, a płytka wyraźnie się wygładziła! Pierwsze efekty wzmocnienia były widoczne już po kilku dniach niemalowania, choć właściwie wyglądały wtedy okropnie - wciąż były cienkie, szorstkie, bardzo nieprzyjemne i jakby suche w dotyku. Wiele razy myślałam o tym, by je w końcu pomalować, ale postanowiłam jeszcze trochę poczekać i zobaczyć, co się będzie z nimi działo. Jak widać, eksperyment się powiódł. Od tamtej pory ich nie maluję i ich stan jest bardzo dobry.

Zastanawiam się, co może być przyczyną takiego stanu rzeczy. Stawiam na to, iż osłabienie paznokci nie jest działaniem samego lakieru, a zmywacza, który oprócz emalii rozpuszcza także płytkę, zdzierając z niej naturalną barierę ochronną i powodując w niej ubytki.

Wnioski na przyszłość? Chyba zrezygnuję z ciągłego malowania na rzecz robienia tego tylko od czasu do czasu, dla przyjemności, kiedy będę miała ochotę. Jak widać, ciągłe stosowanie lakieru i zmywacza nie służy paznokciom w taki sposób, jak mi się zawsze wydawało.

Jakie jest Wasze zdanie i doświadczenie na temat szkodliwości lakierów/zmywaczy do paznokci?

Pozdrawiam,
Klaudia

piątek, 30 sierpnia 2013

Pierwsze laminowanie żelatyną - moje wrażenia i efekty

Pewnie mi nie uwierzycie, ale jestem chyba jedyną włosomaniaczką, która nie próbowała jeszcze laminowania. Nie wiem zupełnie, gdzie ja się uchowałam. Pamiętam, że kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze posty na ten temat, byłam na wakacjach i nie miałam możliwości wypróbowania tej metody, potem ciągle o tym zapominałam, a na koniec stwierdziłam, że moje włosy nie lubią protein i pewnie będą po tym wyglądały jak stóg siana. To tak na moje usprawiedliwienie ;)

Minęło kilka miesięcy i temat odszedł w zapomnienie. Ostatnio jednak zaczęłam się zastanawiać nad zmianą kierunku swojej pielęgnacji i sprawdzenia, czy proteiny aby na pewno tak bardzo moim włosom nie służą. No i stało się, padło na żelatynę.

Zmieszałam niecałą łyżkę żelatyny z 2-3 łyżkami gorącej wody, następnie odstawiłam na kilkanaście minut do zastygnięcia i zmieszałam z łyżką maski brzoskwiniowej Eva Natura. Nałożyłam na świeżo umyte włosy na 40 minut (pod czepek i ręcznik). Po tym czasie dokładnie wypłukałam włosy, rozczesałam je na mokro (tym razem darowałam sobie stylizację fal, chcąc zobaczyć niczym nie zakłócony efekt). 


Być może nie widać tego na zdjęciach, ale włosy są niesamowicie gładkie, świetnie dociążone, bardziej lejące, miękkie i sypkie. Nie były takie już od bardzo dawna, właściwie dopiero teraz sobie uświadomiłam, w jak kiepskim stanie były przez ostatnie kilka miesięcy. Efekt po laminowaniu przypomina trochę ten po użyciu ciężkich silikonów, z tą różnicą, że żelatyna nie hamuje wnikania składników odżywczych do włosa. Niestety laminowanie nie sprawiło, że włosy bardziej się błyszczą, ale moim włosom w tej kwestii nic już chyba nie pomoże.

Okazało się, że proteiny nie podziałały na moje włosy tak, jak się tego obawiałam, ale nie chcę jeszcze wyciągać wniosku, że duża ilość protein będzie w moim przypadku trafiona. Będę musiała zaopatrzyć się w jakąś proteinową maskę i zacząć ją regularnie stosować, aby cokolwiek stwierdzić. Na początek jednak żelatyna sprawdziła się nieźle, więc może spróbuję pójść tym tropem.

Jeśli zdecydowanie na TAK, jeśli chodzi o laminowanie :) Jestem ciekawa, jak długo efekt się utrzyma i czy wpłynie on na tempo przetłuszczania się włosów. Myślę, że nie raz będę jeszcze do niego wracać, bo efekty są zdecydowanie warte zachodu.


Pozdrawiam,
Klaudia

środa, 28 sierpnia 2013

Kolejna próba wydobycia skrętu - na odżywkę

Od jakiegoś czasu, a właściwie to odkąd rzadziej piszę na blogu, bacznie obserwuję swoje włosy. Od tych paru miesięcy prawie w ogóle się nie zmieniają. Ich kondycja już się nie poprawia, nie zyskały więcej blasku, niezbyt szybko rosną - osiągnęły niejaki constance. Do pożądanego wyglądu wiele im brakuje, a wszelkie zabiegi nie przynoszą efektów. Postanowiłam więc podejść do pielęgnacji z nieco większą rezerwą, nie przejmując się tak bardzo ich średnio zadowalającym stanem, a zastanawiając się jednocześnie nad tym, czego jeszcze nie w pielęgnacji nie próbowałam. I padło na fale.

Tak, wiem, że przerabiałam już temat fal i że pisałam już milion razy o swoich włosach, których struktura przypomina włosy falowane, a mimo to nawet stylizowane wcale się falować nie chcą. Stwierdziłam więc, że nie ma sensu się męczyć i frustrować z tego powodu, że nie tworzą regularnych fal, bo nie mają aż tak mocnego skrętu. Stwierdziłam jednak, że ze względu na ich strukturę pielęgnacja przeznaczona dla włosów falowanych może im służyć. Podjęłam mocne postanowienia ;)

Tym razem kategorycznie postanowiłam nie czesać ich na sucho, z czym zawsze mam spory problem, bo lubię mieć ład na głowie. Zdobyłam się także na stylizację po myciu, jednak użyłam do tego celu jedynie odżywki (pianka wysusza mi włosy) i zastosowałam technikę ręcznikowania. Efekty prezentują się tak:


Regularne fale oczywiście nie powstały, ale wydaje mi się, że włosy ogólnie wyglądają inaczej. Pasemka połączyły się w kolonie, tworząc inną, bardziej zbitą strukturę, nie są już tak spuszone i nie odstają od głowy, jak na przykład na poniższych zdjęciach:


Hmm, być może jest to jakiś trop w pielęgnacji. Nie wiem, czy z moich włosów da się wydobyć bardziej konkretny skręt, ale na razie zamierzam wytrwać w postanowieniach dotyczących nie czesania na sucho i stylizacji po myciu. O zmianach będę informować na bieżąco ;)

Myślę także o tym, czy nie spróbować przyzwyczaić swoich włosów do mycia co trzeci, a nie co drugi dzień. Zainspirował mnie do tego ten film, który zamieściłam dziś na swoim profilu na facebooku. Rzeczywiście, każdorazowe mycie włosów wysusza je i naraża na uszkodzenia mechaniczne, a z kolei temat "trenowania" włosów w kierunku ich rzadszego mycia jest nieco kontrowersyjny. Co o tym myślicie?

Chcę także powiedzieć, że kupiłam dzisiaj tonik wzmacniający babuszki Agafii i jutro idę go odebrać ze sklepu. Jestem ciekawa, jak się u mnie sprawdzi.


To tyle :) Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

niedziela, 25 sierpnia 2013

Moje włosy. Miesiąc po podcięciu (26.07 - 25.08.2013)

Minął już miesiąc od ostatniego podcięcia włosów, po którym załamała mnie ich długość (pisałam o tym tutaj). Już jakiś czas temu stwierdziłam, że obecna długość mnie nie zadowala i że chcę zyskać parę centymetrów, ale moje włosy rosną bardzo wolno i każde cięcie oznacza kilka miesięcy wstecz. Miesiąc temu postanowiłam podjąć walkę o długość i skupić się na ich zapuszczaniu.

Niestety, nie udało mi się wypełnić ściśle wszystkich powziętych postanowień. Małe rozliczenie z realizacji planu zapuszczania w minionym miesiącu wygląda tak:

  • suplementacja Calcium Pantothenicum:
    Wyszło mi to całkiem nieźle, kiedy byłam na wyjeździe, kilka razy zapomniałam wziąć tabletkę, ale mimo to byłam systematyczna. Na początku brałam 2 tabletki dziennie, po około tygodniu zwiększyłam dawkę do 3. Dziś skończyłam pierwsze opakowanie, zostało mi jeszcze drugie. Zastanowię się, czy przedłużać kurację do jeszcze jednego.
  • olej rycynowy + łopianowy na skalp
    W ciągu ostatniego miesiąca miałam dwa kilkudniowe wyjazdy, podczas których nie miałam możliwości, by stosować oleje. Poza tym pamiętałam o nakładaniu ich na skórę głowy przed każdym myciem. Raz wypróbowałam także naftę kosmetyczną z ekstraktem drożdży, zakończyło się to jednak katastrofą, więc zaprzestałam na olejach.
  • wcierka
    Tu zupełna katastrofa. Nadal nie zebrałam się, aby ją kupić, a nie mogłam znieść wybitnie obrzydliwego zapachu mojej domowej wcierki, o której również pisałam w tym poście. Nie stosowałam więc nic, co uważam za wielki błąd, bo codziennie stosowane wcierki są świetnymi wspomagaczami porostu. Pamiętałam jednak o częstym masowaniu skalpu.
  • podcinanie końcówek
    Końce są ciągle w dobrym stanie, więc na razie nie zamierzam nic z nimi robić.

A tak prezentują się efekty:

dodam, że na aktualnym zdjęciu włosy są po próbie stylizacji fal na piance - jak widać, średnio udanej :P stąd są pozlepiane i obciążone, generalnie wyglądają źle, ale myślę, że nie przeszkadza to specjalnie w ocenie przyrostu

Myślę, że jest całkiem nieźle, choć wiem, że mogłam postarać się bardziej i być może efekt byłby lepszy. Jestem zadowolona, bo chyba pierwszy raz od kilku miesięcy widzę, że w ogóle coś przybyło - wcześniej nie robiłam nawet zestawień, bo nie było sensu. Trudno, nic nie poradzę na to, że moje włosy rosną tak wolno, każdy centymetr do przodu mnie cieszy. A wydaje mi się, że teraz urosły nawet więcej niż centymetr ;)


Plan na kolejny miesiąc:
  • suplementacja: bez zmian (może zwiększę dawkę)
  • oleje: bez zmian
  • wcierki: KUPIĆ! a może możecie mi polecić coś konkretnego (bez alkoholu)? ;)
  • podcinanie końcówek: nie planuję


To tyle :) Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

wtorek, 6 sierpnia 2013

Wakacyjne zakupy kosmetyczne - lipiec 2013

Chyba po raz pierwszy wstawiam post w stylu "haul" :) Jakoś nigdy mnie nie interesowały tego typu posty, jednak ostatnio bywam tu rzadko, a podczas wakacyjnych podróży (i nie tylko podróży) udało mi się kupić parę ciekawych produktów. Postanowiłam więc podzielić się z Wami paroma nowościami, które się u mnie pojawiły.


Na pierwszy ogień zakupy z podróży:
  • henna Khadi, odcień Ciemny Brąz - kupiłam ją w Berlinie, w stacjonarnym sklepie. Cenowo wyszło tyle samo, co w Polsce z przesyłką, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby jej nie kupić, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam produkty khadi dostępne stacjonarnie :P Zdążyłam już użyć tej henny, o czym wspominałam tutaj.
  • dwie odżywki Alverde: Winogrono i Awokado oraz Migdały i Olej Arganowy - kupiłam je w drogerii w Budapeszcie. Znajdowało się tam również wiele innych kosmetyków Alverde oraz Balea, ale zdecydowałam się tylko na te pierwszej firmy - produkty z drugiej nie zachwycały składami. Odżywek używam już od kilku tygodni, ale na razie nie mam o nich zdania poza tym, że nieźle się spisują stosowane bez spłukiwania.

Zakupy z doz.pl - po raz pierwszy złożyłam tam zamówienie i jestem zadowolona. Przesyłka dotarła szybko, odbiór bez problemów oraz płatność na miejscu - polecam.
  • nafta kosmetyczna Anna z dodatkiem drożdży - po pierwszym użyciu niestety nie jestem zadowolona, gdyż, mimo mycia, zakończyło się ono skorupą na głowie :( Kupiłam z myślą o wcieraniu w skalp, ale właściwie to nie wiem, czy moje włosy będą chciały z tym produktem współpracować.
  • Calcium Pantothenicum - polecane przez wszystkich tabletki, które kupiłam z myślą o przyspieszeniu porostu. Zaczęłam kurację tydzień temu i na razie biorę 2 tabletki dziennie: rano i wieczorem. Może za kilka dni zwiększę dawkę.
  • szampon Dulgon Kids - łagodny szampon bez SLS o pięknym zapachu moreli, przypomina mi trochę Babydream, ale nie plącze tak włosów i jest przyjemniejszy w użyciu. Już teraz mogę śmiało polecić :)

I na koniec świeżo nawiązana współpraca z firmą Olsson, która produkuje profesjonalne, skandynawskie kosmetyki. Do przetestowania dostałam:
  • hipoalergiczny szampon
  • hipoalergiczny lakier do włosów dodający objętości
Paczka przyszła wczoraj, więc nie miałam jeszcze okazji, aby wypróbować któryś z tych kosmetyków. Jestem ciekawa zwłaszcza działania szamponu, gdyż na co dzień nie używam lakieru do włosów, stąd też trudno będzie mi wyrobić sobie o nim zdanie.


Jak się mają moje włosy na początku sierpnia? Poza tym, że są dosyć krótkie, wszystko z nimi po staremu. Kilka dni temu jednak pierwszy raz od roku zmierzyłam obwód kucyka, i co się okazało? Że wynosi on 9 cm! Jeszcze rok temu było to zaledwie 7 cm, kiedy moje włosy były niesamowicie połamane, suche i rzadkie z powodu maturalnego stresu. Teraz jednak okazało się, że mimo wszystko jednak zyskały na gęstości i pielęgnacja nie idzie na marne :)


Poza tym, chciałam podzielić się z Wami moim kolejnym blogowym projektem, który jest wynikiem mojej chyba największej pasji - podróży. Jeśli jesteście ciekawi, co robię, kiedy mnie nie ma na blogu oraz czym się zajmuję w wolnym, wakacyjnym czasie, serdecznie zapraszam do odwiedzania poniższej strony ;)


Serdecznie pozdrawiam,
Klaudia

sobota, 27 lipca 2013

Podcięcie włosów - 26.07.2012. Moje włosy nie rosną cz. 2

Wczoraj wybrałam się do mojej fryzjerki na rutynowe podcięcie. Włosy nie widziały nożyczek od marca, końce po 4 miesiącach od ostatniego cięcia były już suche i wymęczone, więc nie dało się już dłużej odkładać tego cięcia. Poprosiłam o skrócenie 2-3 cm oraz lekkie wycieniowanie końców. Aktualnie moje włosy wyglądają tak:


Przyznam, że choć fryzjerka nie obcięła więcej niż prosiłam (co widać na zdjęciu z warkoczami przerzuconymi do tyłu), jestem lekko podłamana obecną długością. Mam wrażenie, że znów cofnęłam się o kilka miesięcy, choć cięcie było naprawdę niewielkie. Denerwuje mnie to, że włosy sięgały już prawie zapięcia od stanika, a po podcięciu końcówek wróciłam do długości ze stycznia - pół roku w plecy. W takim tempie nigdy nie zapuszczę włosów, a przecież nie chcę jakiejś oszałamiającej długości, zależy mi tylko na tych paru centymetrach więcej. 

To irytujące i dziwne, że włosy na głowie rosną u mnie tak wolno, podczas gdy nogi muszę golić dwa razy dziennie, żeby były gładkie - włoski tak szybko odrastają.

Po powrocie od fryzjera stwierdziłam, że chyba muszę się porządnie wziąć do roboty, jeśli moje włosy mają w ogóle ruszyć z miejsca. Po raz kolejny przejrzałam sklepy Internetowe, Allegro i blogi, aż w końcu złożyłam zamówienie na doz.pl, zrobiłam domowej roboty wcierkę i przygotowałam plan przyspieszania porostu na kolejne tygodnie.


  • SUPLEMENTACJA
Zdecydowałam się na Calcium Pantothenicum, o którym przeczytałam mnóstwo pozytywnych opinii. Nadszedł czas, żeby je wypróbować - zamówiłam od razu dwa opakowania. Zamierzam brać dwie tabletki rano i dwie wieczorem, tak jak zaleca producent.



  • OLEJE
Przed myciem zamierzam stosować oleje. Zdecydowałam się na mieszankę olejku rycynowego i łopianowego Green Pharmacy. Olej rycynowy wybrałam, bo jak dotąd mnie nie zawiódł, a łopianowy miałam właśnie testować. Zależy mi na szybszym efekcie, więc postawiłam na coś sprawdzonego.

Kupiłam także naftę kosmetyczną z ekstraktem z drożdży, może będę ją stosować na przemian z olejami.

Tak przy okazji - w czerwcu stosowałam olejek Amla Dabur, włosy trochę urosły, ale nie tyle, co po rycynie.

  • WCIERKI
Olejki są dobrymi przyspieszaczami porostu, jednak mogę je stosować tylko przed myciem, a chciałabym mieć także coś, co mogłabym stosować codziennie. Jestem właśnie w trakcie szukania wcierki, która by się u mnie sprawdziła. Podczas szukania na Allegro trafiłam na taki oto produkt, który bardzo mnie zainteresował, jednak nigdzie nie mogę znaleźć żadnych opinii na jego temat, ani nawet składu (napisałam już w tej sprawie do producenta) - boję się kupować w ciemno, gdyż może ona zawierać alkohol, który mnie podrażnia. Jeśli nie zdecyduję się na tą wcierkę, być może wypróbuję któryś z toników babuszki Agafii lub serum na porost włosów. Jeśli mogłybyście mi udzielić jakichś informacji lub rad związanych z tymi kosmetykami, byłabym bardzo wdzięczna ;)

A tymczasem przygotowałam domowej roboty wcierkę ze wszystkiego, co miałam w domu, co tylko może się przyczynić do przyspieszenia porotu (:D) czyli z kozieradki, skrzypu, pokrzywy oraz aloesu. Zioła zaparzyłam, odcedziłam, dodałam kilkanaście kropli ekstraktu z aloesu oraz zakonserwowałam DHA BA. Całość prezentuje się tak:


Płyn jest zielonkawy, mętny, o niezbyt przyjemnym zapachu, ale mało intensywnym. Stosuję ją dwa razy dziennie - rano i wieczorem i będę to robić do czasu, dopóki nie znajdę sklepowego zamiennika. Choć, kto wie, może się sprawdzi.

  • PODCINANIE KOŃCÓWEK
Wiadomo, że jest to niezbędne podczas zapuszczania, jednak moje włosy rosną tak wolno, że chyba nie mogę sobie na to pozwolić. Każde podcięcie to kilka miesięcy w plecy - jeśli będę podcinać zbyt często, nigdy nie zyskam na długości. Zamierzam więc to robić jak najrzadziej, sama w domu (oczywiście nożyczkami fryzjerskimi) i ścinać naprawdę niewiele, gdyż tylko w ten sposób uniknę niepotrzebnego skracania włosów.


Mam nadzieję, że moje włosy wreszcie ruszą z martwego punktu i zyskają te kilka cm. Jeśli macie jakieś inne rady, sposoby i produkty warte polecenia, byłabym bardzo wdzięczna za informacje w komentarzach :) Życzę wszystkim miłego weekendu!

Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

wtorek, 23 lipca 2013

Szampon przeciw wypadaniu włosów Bioxsine - recenzja

Jakiś czas temu nawiązałam współpracę z firmą Bioxsine, która dopiero wypuszcza swoje produkty na polski rynek. Do przetestowania dostałam ziołowy szampon przeciw wypadaniu włosów. Jeśli jesteście ciekawe tej recenzji, zapraszam :)


Paczka z produktem dotarła do mnie kilka dni po przesłaniu firmie danych adresowych. Do szamponu była dołączona ulotka oraz list od firmy.


Szampon został przedstawiony jako produkt przeznaczony do włosów normalnych i suchych, który zapobiega wypadaniu włosów oraz powoduje ich wzmocnienie i zagęszczenie. Ma także dostarczać niezbędnych witamin i minerałów zapewniających zdrowie włosom i skórze głowy. Na poniższym zdjęciu znajduje się pełny opis producenta:


Jak wiadomo, nieco nie dowierzam takiemu działaniu szamponu, którego głównym zadaniem jest mycie lub oczyszczanie włosów, a nie ich odżywienie. Z tego też powodu pewnie nie zdecydowałabym się na zakup produktu, który obiecuje mi wzmocnienie włosów podczas mycia. Czy z tym szamponem było podobnie?

Rzućmy okiem na skład:


Skład tego szamponu w żaden sposób mnie nie zachwycił - zawiera siarczany, których na co dzień unikam, ponadto ma też trochę "śmieciowych" składników. Zioła, które się w nim znajdują, nie zostały dokładnie określone, a zawarte w sformułowaniu "Biocomplex B11". Jednym słowem, skład jest mało pociągający i na jego podstawie pewnie nie zdecydowałabym się na zakup tego produktu.


Jeśli chodzi o zapach, konsystencję i kolor, szampon bardzo przypadł mi do gustu. Nie jest ani zbyt rzadki, lejący się, ani zbyt gęsty. Otwór butelki jest niewielki, dzięki czemu nie wylewa się zbyt duża ilość kosmetyku, ale wystarczający. Szampon ma kolor brunatno-pomarańczowy, właściwie niezbyt pociągający, ale nie przeszkadzał mi on zupełnie w użytkowaniu. Bardzo polubiłam jego zapach - mocno ziołowy, ale słodkawy, ciężko mi go do czegoś przyrównać.

Butelka biała, nieprzezroczysta, plastikowa, typowa dla aptecznego szamponu.


Jeśli chodzi o działanie, to mam mieszane uczucia. Z jednej strony używanie szamponu było bardzo przyjemne ze względu na zapach oraz fantastyczne uczucie mrowienia i pobudzenia skóry głowy. Nie doświadczyłam tego podczas stosowania innych szamponów. Ponadto szampon ten, mimo, że zawiera siarczany, nawet stosowany często nie powodował przesuszenia włosów i podrażnienia skóry głowy, tak jak to się zdarzało podczas stosowania innych oczyszczających szamponów. Produkt ten jest więc dość łagodny i przyjazny dla włosów ze skłonnością do przesuszenia.

Niestety, podczas jego używania nie zauważyłam ani zmniejszonego wypadania, ani wzmocnienia włosów, ani przyspieszenia porostu, choć wyraźnie można było odczuć, że rzeczywiście pobudza skórę głowy. Nie jestem jednak rozczarowana, bo w tej kwestii nie spodziewałam się cudów - szampon znajduje się na skórze głowy zbyt krótko, by mógł zadziałać w taki sposób. Chętnie przetestowałabym więc odżywkę albo wcierkę z tej serii, jeśli takowa się kiedykolwiek pojawi, gdyż sądzę, że z tego typu produktami można by wiązać większe nadzieje.

Podsumowując: używanie produktu było bardzo przyjemne, jednak nie spełnił on w moim przypadku swoich głównych założeń i obietnic od producenta. Mimo to uważam, że ta marka ma szanse zaistnieć na polskim rynku, jeśli zaprezentuje produkty innego typu, np. odżywki, wcierki czy olejki. Szampon zawsze pozostanie dla mnie tylko szamponem, który ma za zadanie myć i oczyszczać, a do odżywienia włosów i skóry głowy wolę wybierać inne produkty.

W sklepach i aptekach internetowych 300ml szamponu kosztuje od 24 do 40zł.

A Wy? Czy miałyście kiedyś styczność z kosmetykami marki Bioxsine?

Pozdrawiam,
Klaudia

PS. Jeszcze nie wracam - mój urlop trwa w pełni. Od czasu do czasu tu zajrzę i coś napiszę. Życzę wszystkim udanych wakacji :)

niedziela, 7 lipca 2013

Moje włosy - Lipiec 2013. Trzecie farbowanie khadi

Nie wiem, czy ten post jest równoznaczny z moim powrotem, ale dawno nie było aktualizacji, więc postanowiłam ją wstawić, aby być na bieżąco. Jeśli nie macie ochoty czytać moich narzekań, to nie czytajcie ;)

Czerwiec był dla moich włosów raczej średnim miesiącem. Pierwsze upały = pierwszy przesusz, który ciężko czymkolwiek "naprawić", a zupełny brak motywacji mi w tym nie pomagał. W minionym miesiącu jako przyspieszacz stosowałam olejek Amla - włosy rzeczywiście trochę podrosły, ale końce wymagają już zdecydowanie podcięcia (ostatni raz byłam u fryzjera pod koniec marca), więc pewnie wrócę do punktu wyjścia. Zasadniczo to mam wakacje - niestety, od dbania o włosy najwyraźniej też. Kiedy często wyjeżdżam i dużo przebywam na słońcu, nie jestem w stanie ich zabezpieczać na tyle, aby uniknąć przesuszenia, nie zawsze mogę też posiedzieć dłużej z maską czy olejem.

Wczoraj po raz trzeci farbowałam włosy henną Khadi. Kilka dni temu wróciłam z Berlina, gdzie kupiłam jej kolejne opakowanie. Tym razem wybrałam Ciemny Brąz i postanowiłam go zmieszać w mniej więcej równych proporcjach z Orzechowym Brązem. Liczyłam na ciemniejszy niż zwykle, ale nie zbyt ciemny odcień. Mieszankę trzymałam na włosach pod czepkiem i ręcznikiem przez około 1,5h. Niestety, mam wrażenie, że henna słabo chwyciła - kolor nie jest tak głęboki, jak po poprzednich farbowaniach, a ponadto przebijają rudości. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, przecież po każdym kolejnym farbowaniu kolor powinien łapać lepiej... W ogóle, ta henna z Niemiec była jakaś felerna - czepek był rozciągnięty, nie trzymał się na głowie, a rękawiczki ześlizgiwały się z rąk. Nie rozumiem tej sytuacji, przecież ta henna jest dokładnie taka sama jak ta kupiona w Polsce.

Przejdźmy do zdjęć :) Zrobiłam je dzisiaj, czyli pierwszy dzień po farbowaniu. Wiał lekki wiatr, a moim fotografem był samowyzwalacz, stąd też niektóre kadry nie obejmują całych włosów.



Widać, że gdzieniegdzie przebija rudość, a odcień nie jest tak ciemny, jak chciałam, ale mimo wszystko kolor jest odświeżony - po dwóch miesiącach od ostatniego farbowania był już naprawdę wypłowiały. Włosy są też trochę sztywne i spuszone, bo, jak wiadomo, bezpośrednio po hennie nie można nakładać na nie odżywek. Na zdjęciach także widać moje warkoczyki syntetyczne, które mam od miesiąca, a których oficjalnie nie zaprezentowałam na blogu :) Jeśli jesteście ciekawe, jak się prezentują, mogę napisać na ten temat post.

Plany na wakacje? Chciałabym się skupić na przyspieszeniu porostu, co nie jest łatwe, bo moje włosy rosną jednak raczej wolno. Jeśli chodzi o kondycję, to odnoszę wrażenie, że w lepszej już nie będą. Ciągle nie znalazłam sposobu na blask ani nie zdecydowałam, czy powinnam moje włosy traktować jak proste, czy jak falowane. Jednocześnie, jak już mówiłam, nie mam jakoś energii na wyszukane zabiegi pielęgnacyjne, więc pewnie i tak pozostawię je samym sobie.


A jak się mają Wasze włosy?

Pozdrawiam,
Klaudia

środa, 26 czerwca 2013

Kilka słów na temat mojej nieobecności

Od kilku dni zabieram się do napisania nowej notki. Siadam, piszę kilka zdań, po czym zrezygnowana wyłączam stronę i idę zająć się czymś innym.

Przepraszam, że od tak dawna nie było nowych postów, ale coś mi się wydaje, że prędko ich nie będzie. Powodów jest kilka: najpierw sesja połączona z intensywnym planowaniem wakacji, następnie same wakacje, więc przygotowania do pierwszych wyjazdów, szukanie noclegów, zgrywanie terminów... Niestety ciężko mi w tym wszystkim znaleźć czas na bloga i nie będę go szukać na siłę. Nie potrafię się zmusić do pisania, jeśli w danym czasie nie mam na to ochoty. Pomysłów na nowe posty mi nie brakuje, jednak czuję, że potrzebuję zaczerpnąć oddechu, zaczęłam się już trochę dusić w rzeczywistości blogosfery. Są wakacje, czas wyjść do ludzi, zrobić coś szalonego, a nie spędzać tyle czasu przed komputerem ;)

Jeśli zaś chodzi o moje włosy, są ostatnio w kiepskim stanie, co dodatkowo mnie demotywuje. Wypadają, są ciągle suche, nie działają na nie żadne maski ani oleje. No cóż, lato, cóż, wysoka porowatość, ale może ja już zwyczajnie nie mam siły, by się nimi zajmować i im dogadzać. Ponadto nie rosną, a końcówki trzeba by już podciąć. Żyć, nie umierać, załamuję nad nimi ręce.

Ogłaszam więc małą przerwę w blogowaniu na czas nieokreślony. Może potrwa ona kilka tygodni, a może wrócę do Was dopiero po wakacjach. Tak jak mówię, blog jest dla mnie w tym momencie jedną z najmniej ważnych spraw, po prostu nie mam energii na to, by się nim teraz zajmować. Jestem pewna, że za jakiś czas ochota na pisanie wróci i wtedy pojawią się nowe, mam nadzieję, że ciekawe wpisy. Cały czas śledzę jednak Wasze blogi, może z nieco mniejszym zaangażowaniem, ale jednak staram się być w miarę na bieżąco :)

Tymczasem uciekam i życzę wszystkim udanych wakacji, ciekawych wyjazdów, wspaniale spędzonego czasu! Do zobaczenia :)

Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rok bez fast foodów. Wrażenia i refleksje

Dokładnie 7 czerwca minął rok od czasu, kiedy ostatni raz jadłam cokolwiek w McDonaldzie. Oczywiście nie udało mi się wyeliminować zupełnie fast foodu ze swojej diety, ale nieskromnie powiem, że ograniczyłam go do minimum. Ostatni "posiłek" w McDonaldzie jest więc dla mnie datą symboliczną, która wskazuje na moment rozpoczęcia walki ze śmieciowym jedzeniem. 

Dzisiejszy post będzie mniej o efektach w postaci stanu włosów, ale bardziej o refleksjach na temat odżywiania. Jeśli chodzi o włosy - w rzeczywistości bardzo trudno jest mi stwierdzić, jakie efekty przyniosło zdrowe odżywianie. Włosy niewątpliwie rosną mocniejsze, zdrowsze i mniej wypadają, jednak nie jestem pewna, czy to rzeczywiście zasługa diety - przecież oprócz niej stosuję także kosmetyki i różne zabiegi, które mają je wzmocnić. Włosy jednak są mniej kruche, z wypadaniem bywa różnie, podobnie z tempem wzrostu. W każdym razie - jeśli zmiana diety nie pomogła, to na pewno nie zaszkodziła ;)

O czym przekonałam się w ciągu ostatniego roku? O tym, że zdecydowanie nie warto jeść fast foodów. Wcześniej jadałam ich mnóstwo i nie doceniałam wartości porządnie przygotowanego, domowego posiłku ze świeżych produktów. Zaczęłam też doceniać wysiłek włożony w przyrządzanie dań i stwierdziłam, że warto czasem poświęcić pewną ilość czasu na zrobienie czegoś dobrego, niż pójść do sklepu i kupić wszystko gotowe. Tyczy się to nie tylko stricte zdrowego odżywiania - podobne zdanie mam na temat pieczenia ciast (żadnych z torebki z Carrefoura - samorobione od zera), naleśników, placków ziemniaczanych (jak wyżej), sałatek (wszystko kroję sama), nie wspominając już o tym, że nie kupuję foliowanych skrzydełek z kurczaka w panierce oraz pierogów z Biedronki. Innymi słowy - walka o zdrowszą dietę wyleczyła mnie trochę z niedbałości i lenistwa, a nauczyła inwestować swój czas w to, aby posiłki były czymś więcej niż tylko środkiem na zaspokojenie głodu. Dzięki temu dziś mogę się cieszyć na przykład takimi rarytasami, których wcześniej nie chciało mi się robić :)

sałatka z jabłka, banana, śmietany i ziaren lnu

Mój organizm tak już się przestawił i przyzwyczaił do nowego trybu życia, że źle się czuję po kilku dniach niejedzenia owoców oraz czuję spadek energii po jedzeniu przez dłuższy czas słodyczy i innych małowartościowych produktów.

Do starej diety na pewno nie zamierzam wracać, choć, tak jak wspominałam w jednym z ostatnich postów, nie widzę kolosalnej zmiany w stanie moich włosów ani samopoczuciu. Zbyt bardzo jednak cenię sobie swoje nowe przyzwyczajenia i dostrzegam inne korzyści z niego wynikające :)


Polecam zdrowe odżywianie i pozdrawiam,
Klaudia

wtorek, 4 czerwca 2013

KONAD: Czarne róże na pudrowym różu ;)

No, może nie do końca róże, ale kwiatowy motyw jak najbardziej zachowany ;)

Już dawno nie bawiłam się płytkami. Początkowy zachwyt Konadem minął, gdyż szybko okazało się, że tej metodzie daleko do ideału. Zdobienia, o ile powstaną, są bardzo efektowne, jednak sam sposób, choć działa na prostej zasadzie, w praktyce już taki prosty nie jest. Głównym problemem jest to, że wzorki nie zawsze chcą się dobrze odbić na stemplu, nawet wtedy, kiedy używam sprawdzonego lakieru. Nie wiem od czego to zależy, nie wnikam - po prostu jeśli widzę, że dziś mi nie idzie, daję sobie spokój. Czasami jednak Konad ma "lepszy dzień" i wówczas coś ciekawego z niego powstaje. Jeden z takich wytworów postanowiłam Wam dzisiaj pokazać ;)

Wzorek zrobiłam kilka dni temu, więc są już widoczne małe odpryski, ale nie rzucają się bardzo w oczy. Użyłam do tego zdobienia kwiatowego wzoru z płytki m73, który mieliście już okazję widzieć przy okazji mojego pierwszego zdobienia z użyciem Konadu. Używam tego motywu najczęściej z prostej przyczyny - odbija się najlepiej i najmniej widać na nim niedociągnięcia i poprawki. Zdobienie bardzo proste, ale myślę, że efektowne ;)






Użyte lakiery:

  • Róż: Manhattan Lotus Effect 51T
  • Czarny: Safari










Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...