Zapraszam także tutaj:

piątek, 30 sierpnia 2013

Pierwsze laminowanie żelatyną - moje wrażenia i efekty

Pewnie mi nie uwierzycie, ale jestem chyba jedyną włosomaniaczką, która nie próbowała jeszcze laminowania. Nie wiem zupełnie, gdzie ja się uchowałam. Pamiętam, że kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze posty na ten temat, byłam na wakacjach i nie miałam możliwości wypróbowania tej metody, potem ciągle o tym zapominałam, a na koniec stwierdziłam, że moje włosy nie lubią protein i pewnie będą po tym wyglądały jak stóg siana. To tak na moje usprawiedliwienie ;)

Minęło kilka miesięcy i temat odszedł w zapomnienie. Ostatnio jednak zaczęłam się zastanawiać nad zmianą kierunku swojej pielęgnacji i sprawdzenia, czy proteiny aby na pewno tak bardzo moim włosom nie służą. No i stało się, padło na żelatynę.

Zmieszałam niecałą łyżkę żelatyny z 2-3 łyżkami gorącej wody, następnie odstawiłam na kilkanaście minut do zastygnięcia i zmieszałam z łyżką maski brzoskwiniowej Eva Natura. Nałożyłam na świeżo umyte włosy na 40 minut (pod czepek i ręcznik). Po tym czasie dokładnie wypłukałam włosy, rozczesałam je na mokro (tym razem darowałam sobie stylizację fal, chcąc zobaczyć niczym nie zakłócony efekt). 


Być może nie widać tego na zdjęciach, ale włosy są niesamowicie gładkie, świetnie dociążone, bardziej lejące, miękkie i sypkie. Nie były takie już od bardzo dawna, właściwie dopiero teraz sobie uświadomiłam, w jak kiepskim stanie były przez ostatnie kilka miesięcy. Efekt po laminowaniu przypomina trochę ten po użyciu ciężkich silikonów, z tą różnicą, że żelatyna nie hamuje wnikania składników odżywczych do włosa. Niestety laminowanie nie sprawiło, że włosy bardziej się błyszczą, ale moim włosom w tej kwestii nic już chyba nie pomoże.

Okazało się, że proteiny nie podziałały na moje włosy tak, jak się tego obawiałam, ale nie chcę jeszcze wyciągać wniosku, że duża ilość protein będzie w moim przypadku trafiona. Będę musiała zaopatrzyć się w jakąś proteinową maskę i zacząć ją regularnie stosować, aby cokolwiek stwierdzić. Na początek jednak żelatyna sprawdziła się nieźle, więc może spróbuję pójść tym tropem.

Jeśli zdecydowanie na TAK, jeśli chodzi o laminowanie :) Jestem ciekawa, jak długo efekt się utrzyma i czy wpłynie on na tempo przetłuszczania się włosów. Myślę, że nie raz będę jeszcze do niego wracać, bo efekty są zdecydowanie warte zachodu.


Pozdrawiam,
Klaudia

środa, 28 sierpnia 2013

Kolejna próba wydobycia skrętu - na odżywkę

Od jakiegoś czasu, a właściwie to odkąd rzadziej piszę na blogu, bacznie obserwuję swoje włosy. Od tych paru miesięcy prawie w ogóle się nie zmieniają. Ich kondycja już się nie poprawia, nie zyskały więcej blasku, niezbyt szybko rosną - osiągnęły niejaki constance. Do pożądanego wyglądu wiele im brakuje, a wszelkie zabiegi nie przynoszą efektów. Postanowiłam więc podejść do pielęgnacji z nieco większą rezerwą, nie przejmując się tak bardzo ich średnio zadowalającym stanem, a zastanawiając się jednocześnie nad tym, czego jeszcze nie w pielęgnacji nie próbowałam. I padło na fale.

Tak, wiem, że przerabiałam już temat fal i że pisałam już milion razy o swoich włosach, których struktura przypomina włosy falowane, a mimo to nawet stylizowane wcale się falować nie chcą. Stwierdziłam więc, że nie ma sensu się męczyć i frustrować z tego powodu, że nie tworzą regularnych fal, bo nie mają aż tak mocnego skrętu. Stwierdziłam jednak, że ze względu na ich strukturę pielęgnacja przeznaczona dla włosów falowanych może im służyć. Podjęłam mocne postanowienia ;)

Tym razem kategorycznie postanowiłam nie czesać ich na sucho, z czym zawsze mam spory problem, bo lubię mieć ład na głowie. Zdobyłam się także na stylizację po myciu, jednak użyłam do tego celu jedynie odżywki (pianka wysusza mi włosy) i zastosowałam technikę ręcznikowania. Efekty prezentują się tak:


Regularne fale oczywiście nie powstały, ale wydaje mi się, że włosy ogólnie wyglądają inaczej. Pasemka połączyły się w kolonie, tworząc inną, bardziej zbitą strukturę, nie są już tak spuszone i nie odstają od głowy, jak na przykład na poniższych zdjęciach:


Hmm, być może jest to jakiś trop w pielęgnacji. Nie wiem, czy z moich włosów da się wydobyć bardziej konkretny skręt, ale na razie zamierzam wytrwać w postanowieniach dotyczących nie czesania na sucho i stylizacji po myciu. O zmianach będę informować na bieżąco ;)

Myślę także o tym, czy nie spróbować przyzwyczaić swoich włosów do mycia co trzeci, a nie co drugi dzień. Zainspirował mnie do tego ten film, który zamieściłam dziś na swoim profilu na facebooku. Rzeczywiście, każdorazowe mycie włosów wysusza je i naraża na uszkodzenia mechaniczne, a z kolei temat "trenowania" włosów w kierunku ich rzadszego mycia jest nieco kontrowersyjny. Co o tym myślicie?

Chcę także powiedzieć, że kupiłam dzisiaj tonik wzmacniający babuszki Agafii i jutro idę go odebrać ze sklepu. Jestem ciekawa, jak się u mnie sprawdzi.


To tyle :) Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

niedziela, 25 sierpnia 2013

Moje włosy. Miesiąc po podcięciu (26.07 - 25.08.2013)

Minął już miesiąc od ostatniego podcięcia włosów, po którym załamała mnie ich długość (pisałam o tym tutaj). Już jakiś czas temu stwierdziłam, że obecna długość mnie nie zadowala i że chcę zyskać parę centymetrów, ale moje włosy rosną bardzo wolno i każde cięcie oznacza kilka miesięcy wstecz. Miesiąc temu postanowiłam podjąć walkę o długość i skupić się na ich zapuszczaniu.

Niestety, nie udało mi się wypełnić ściśle wszystkich powziętych postanowień. Małe rozliczenie z realizacji planu zapuszczania w minionym miesiącu wygląda tak:

  • suplementacja Calcium Pantothenicum:
    Wyszło mi to całkiem nieźle, kiedy byłam na wyjeździe, kilka razy zapomniałam wziąć tabletkę, ale mimo to byłam systematyczna. Na początku brałam 2 tabletki dziennie, po około tygodniu zwiększyłam dawkę do 3. Dziś skończyłam pierwsze opakowanie, zostało mi jeszcze drugie. Zastanowię się, czy przedłużać kurację do jeszcze jednego.
  • olej rycynowy + łopianowy na skalp
    W ciągu ostatniego miesiąca miałam dwa kilkudniowe wyjazdy, podczas których nie miałam możliwości, by stosować oleje. Poza tym pamiętałam o nakładaniu ich na skórę głowy przed każdym myciem. Raz wypróbowałam także naftę kosmetyczną z ekstraktem drożdży, zakończyło się to jednak katastrofą, więc zaprzestałam na olejach.
  • wcierka
    Tu zupełna katastrofa. Nadal nie zebrałam się, aby ją kupić, a nie mogłam znieść wybitnie obrzydliwego zapachu mojej domowej wcierki, o której również pisałam w tym poście. Nie stosowałam więc nic, co uważam za wielki błąd, bo codziennie stosowane wcierki są świetnymi wspomagaczami porostu. Pamiętałam jednak o częstym masowaniu skalpu.
  • podcinanie końcówek
    Końce są ciągle w dobrym stanie, więc na razie nie zamierzam nic z nimi robić.

A tak prezentują się efekty:

dodam, że na aktualnym zdjęciu włosy są po próbie stylizacji fal na piance - jak widać, średnio udanej :P stąd są pozlepiane i obciążone, generalnie wyglądają źle, ale myślę, że nie przeszkadza to specjalnie w ocenie przyrostu

Myślę, że jest całkiem nieźle, choć wiem, że mogłam postarać się bardziej i być może efekt byłby lepszy. Jestem zadowolona, bo chyba pierwszy raz od kilku miesięcy widzę, że w ogóle coś przybyło - wcześniej nie robiłam nawet zestawień, bo nie było sensu. Trudno, nic nie poradzę na to, że moje włosy rosną tak wolno, każdy centymetr do przodu mnie cieszy. A wydaje mi się, że teraz urosły nawet więcej niż centymetr ;)


Plan na kolejny miesiąc:
  • suplementacja: bez zmian (może zwiększę dawkę)
  • oleje: bez zmian
  • wcierki: KUPIĆ! a może możecie mi polecić coś konkretnego (bez alkoholu)? ;)
  • podcinanie końcówek: nie planuję


To tyle :) Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

wtorek, 6 sierpnia 2013

Wakacyjne zakupy kosmetyczne - lipiec 2013

Chyba po raz pierwszy wstawiam post w stylu "haul" :) Jakoś nigdy mnie nie interesowały tego typu posty, jednak ostatnio bywam tu rzadko, a podczas wakacyjnych podróży (i nie tylko podróży) udało mi się kupić parę ciekawych produktów. Postanowiłam więc podzielić się z Wami paroma nowościami, które się u mnie pojawiły.


Na pierwszy ogień zakupy z podróży:
  • henna Khadi, odcień Ciemny Brąz - kupiłam ją w Berlinie, w stacjonarnym sklepie. Cenowo wyszło tyle samo, co w Polsce z przesyłką, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby jej nie kupić, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam produkty khadi dostępne stacjonarnie :P Zdążyłam już użyć tej henny, o czym wspominałam tutaj.
  • dwie odżywki Alverde: Winogrono i Awokado oraz Migdały i Olej Arganowy - kupiłam je w drogerii w Budapeszcie. Znajdowało się tam również wiele innych kosmetyków Alverde oraz Balea, ale zdecydowałam się tylko na te pierwszej firmy - produkty z drugiej nie zachwycały składami. Odżywek używam już od kilku tygodni, ale na razie nie mam o nich zdania poza tym, że nieźle się spisują stosowane bez spłukiwania.

Zakupy z doz.pl - po raz pierwszy złożyłam tam zamówienie i jestem zadowolona. Przesyłka dotarła szybko, odbiór bez problemów oraz płatność na miejscu - polecam.
  • nafta kosmetyczna Anna z dodatkiem drożdży - po pierwszym użyciu niestety nie jestem zadowolona, gdyż, mimo mycia, zakończyło się ono skorupą na głowie :( Kupiłam z myślą o wcieraniu w skalp, ale właściwie to nie wiem, czy moje włosy będą chciały z tym produktem współpracować.
  • Calcium Pantothenicum - polecane przez wszystkich tabletki, które kupiłam z myślą o przyspieszeniu porostu. Zaczęłam kurację tydzień temu i na razie biorę 2 tabletki dziennie: rano i wieczorem. Może za kilka dni zwiększę dawkę.
  • szampon Dulgon Kids - łagodny szampon bez SLS o pięknym zapachu moreli, przypomina mi trochę Babydream, ale nie plącze tak włosów i jest przyjemniejszy w użyciu. Już teraz mogę śmiało polecić :)

I na koniec świeżo nawiązana współpraca z firmą Olsson, która produkuje profesjonalne, skandynawskie kosmetyki. Do przetestowania dostałam:
  • hipoalergiczny szampon
  • hipoalergiczny lakier do włosów dodający objętości
Paczka przyszła wczoraj, więc nie miałam jeszcze okazji, aby wypróbować któryś z tych kosmetyków. Jestem ciekawa zwłaszcza działania szamponu, gdyż na co dzień nie używam lakieru do włosów, stąd też trudno będzie mi wyrobić sobie o nim zdanie.


Jak się mają moje włosy na początku sierpnia? Poza tym, że są dosyć krótkie, wszystko z nimi po staremu. Kilka dni temu jednak pierwszy raz od roku zmierzyłam obwód kucyka, i co się okazało? Że wynosi on 9 cm! Jeszcze rok temu było to zaledwie 7 cm, kiedy moje włosy były niesamowicie połamane, suche i rzadkie z powodu maturalnego stresu. Teraz jednak okazało się, że mimo wszystko jednak zyskały na gęstości i pielęgnacja nie idzie na marne :)


Poza tym, chciałam podzielić się z Wami moim kolejnym blogowym projektem, który jest wynikiem mojej chyba największej pasji - podróży. Jeśli jesteście ciekawi, co robię, kiedy mnie nie ma na blogu oraz czym się zajmuję w wolnym, wakacyjnym czasie, serdecznie zapraszam do odwiedzania poniższej strony ;)


Serdecznie pozdrawiam,
Klaudia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...