Zapraszam także tutaj:

sobota, 30 marca 2013

Pij zdrowo na wiosnę! - zmiana charakteru akcji

Dziś szybki wpis, ponieważ jestem w trakcie przygotowań przedświątecznych. Po upieczeniu dwóch ciast zaczynam się sama ogarniać, bo niedługo wychodzę do kościoła, aby zacząć Świętowanie :))


Kilka dni temu zapraszałam Was do udziału w wiosennej akcji. Niestety, mimo zapewnień z Waszej strony, że pomysł jest dobry i ciekawy, nie zgłosił się do niej nikt. Nie wiem, jaka jest tego przyczyna - może jednak idea jest kiepska, albo, co bardziej prawdopodobne, mój blog ma po prostu zbyt małą siłę przebicia.

Z tej przyczyny postanowiłam więc nieco zmienić charakter tej akcji, ponieważ nic nie stoi na przeszkodzie, żebym przeprowadziła ją w pojedynkę :)) Jestem bardzo ciekawa wpływu regularnego picia koktajlów owocowych na moje zdrowie i urodę, więc do lata zamierzam codziennie pić porcję takiego napoju. W międzyczasie postanowiłam też, że stałym dodatkiem do koktajlu będzie łyżka siemienia lnianego. Przy okazji wypróbuję także jego wpływ na mój organizm - zabierałam się do tego dość długo, bo wiedziałam, że nie będzie mi się chciało codziennie siemienia zalewać wodą, odstawiać i czekać, aż będzie gotowy do spożycia. Te koktajle są więc świetną okazją do tego, by dodać siemię do jadłospisu.


Ponieważ dziś wieczorem zaczynają się Święta Wielkanocne, życzę Wam z tej okazji ogromnej dawki radości i wspaniałego przeżycia tego czasu :)) Wesołego Alleluja!

Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

czwartek, 28 marca 2013

Podcięcie włosów - 28.03.2013

Dziś wreszcie wybrałam się na wiosenne podcięcie włosów. Dlaczego do fryzjera, skoro mam nożyczki fryzjerskie i sama całkiem nieźle radziłam sobie z podcinaniem...? Otóż dlatego, że moje włosy wyglądały tak:


Byłam w szoku, kiedy dziś rano zrobiłam i obejrzałam to zdjęcie :P Jak możecie zauważyć, patrząc na zdjęcia z początku marca, włosy były podcięte równo. Zastanawiam się, co mogło spowodować tak nierównomierny wzrost w ciągu ostatniego miesiąca - może być to skutek kuracji olejkiem rycynowym albo zrobioną przeze mnie wcierką z pokrzywy i skrzypu. Tak czy inaczej, włosy urosły w ekspresowym tempie, niestety nierówno i trzeba je było przyciąć :P Po powrocie od fryzjera wyglądały tak:


Nie straciłam dużo z długości, jednak ten nieestetyczny ogon trzeba było podciąć nieco więcej, stąd taka różnica. Na szczęście teraz włosy są już równe i wyglądają schludniej :) Jak widać, zdecydowałam się na cięcie na prosto. Swoją droga, bardzo lubię chodzić do swojej fryzjerki - nigdy nie obcina więcej, niż proszę, dokładnie omawia ze mną każde cięcie i każdy szczegół fryzury, w dodatku bierze bardzo mało. Jeśli jesteście z Lublina albo okolic i boicie się, że stracicie zbyt dużo centymetrów, mogę Wam ją śmiało polecić :)

Dziś Wielki Czwartek, a więc początek Świąt - chciałabym Wam życzyć jak najlepszego przeżycia tego czasu, możliwości skupienia się i wyciszenia w szale przedświątecznych zakupów i porządków. W dniu jutrzejszym na moim blogu nie pojawi się notka, być może zajrzę tutaj dopiero w Sobotę. Życzę Wam wszystkiego dobrego na ten czas!

Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

środa, 27 marca 2013

Podcięcie włosów - Natalia

Pamiętacie Natalię i jej włosy, którym poświęcony był ten post? ;) Wczoraj Natalia przyszła do mnie na małe podcięcie. Chciała pozbyć się 1-2 cm zniszczonych końcówek, a także nieco wyrównać włosy, które są cieniowane, a w związku z tym podzielone na kilka przedziwnych warstw, które ciężko było w jakikolwiek sposób zdefiniować :P 

Ostatecznie włosy podzieliłam na trzy części, które zasadniczo się od siebie różniły. Warstwa znajdująca się od spodu była praktycznie prosta i zdrowa, natomiast dwie pozostałe bardzo, bardzo suche, niesforne, ogólnie rzecz biorąc - w nie najlepszej kondycji.

Dolna warstwa została ścięta o jakieś 3cm, górne - ok. 1-2cm. Włosy odżyły i od razu zaczęły wyglądać dużo lepiej :) Zostały też nieco nawilżone Isaną z olejkiem babassu wtartą "na sucho". Nie były specjalnie stylizowane.

Niestety, zapomniałam zrobić zdjęcie przed, ale efekt końcowy prezentował się tak:

z tyłu

strona prawa (lepsza)

strona lewa (gorsza)



Tak czy inaczej, mimo kilku problemów, z jakimi zmaga się Natalia, jej włosy i tak są przepiękne :)


Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

wtorek, 26 marca 2013

DIY: Tonik aloesowy

http://www.kosmetyczki.org/
Od jakiegoś czasu zajmuję się produkcją własnych kosmetyków. Nie pisałam o tym jeszcze na blogu, ponieważ ciągle próbuję i testuję, ale ponieważ ostatnio udało mi się wykombinować całkiem fajny tonik, postanowiłam podzielić się z Wami przepisem :)

Tonik ma właściwości nawilżające, odświeżające, łagodzące, a także rozjaśnia przebarwienia i przyspiesza gojenie drobnych ranek i wyprysków. Jego zaletą jest to, że jest zupełnie naturalny i w przeciwieństwie do drogeryjnych toników nie zawiera w składzie żadnych śmieci ani zbędnych dodatków. Do jego zrobienia potrzebne są:


  • 30ml wody destylowanej lub hydrolatu
  • 30ml soku z aloesu
  • 2 ml oleju jojoba, bądź też innego, który lubi Wasza skóra
  • kapsułka witaminy A+E
  • kilka kropli soku z cytryny

Wszystkie składniki należy wymieszać. Ponieważ nie używamy emulgatora i woda nie połączy się z olejem, tonik należy wstrząsnąć przed każdym użyciem. Opcjonalnie tonik można zakonserwować, dodając do niego spirytusu (5% całości), jednak nie polecam tego robić - tonik jest kosmetykiem, który nakładamy bezpośrednio na twarz, a alkohol może wysuszać i podrażniać skórę. O wiele lepszym rozwiązaniem jest trzymanie produktu w lodówce - jego termin ważności wynosi wówczas od kilku do kilkunastu dni. Podane wyżej ilości wystarczają mi na około 2 tygodnie stosowania, oczywiście można je dowolnie zwiększać i zmniejszać, zachowując proporcje.

UWAGA:  Pamiętaj, że wszystkie naczynia oraz łyżeczki, a także pojemnik, do którego przelejesz gotowy tonik, muszą być dokładnie umyte i zdezynfekowane (alkoholem lub specjalnym płynem odkażającym, szklane pojemniki mogą zostać wyparzone). Nie możemy też użyć wody z kranu albo mineralnej - musi być ona destylowana lub demineralizowana. W przeciwnym razie dojdzie do rozwoju grzybów i bakterii w gotowym produkcie i kosmetyk się zepsuje.


Polecam i pozdrawiam,
Klaudia

piątek, 22 marca 2013

Niedomycie włosów - jak je rozpoznać?

http://www.thinkchooselive.org/

Nie ma chyba nic bardziej irytującego niż niedomyte włosy. A zwłaszcza włosy niedomyte kilka razy pod rząd... dzisiejszy post powołały do życia moje niemiłe doświadczenia sprzed paru dni.

Jak już kiedyś wspominałam w tym poście, zmywanie olejów jest przede wszystkim kwestią wprawy. Na ogół trudność w ich zmyciu nie zależy od rodzaju oleju, ani też od szamponu, którego użyjemy. Ważniejsza jest raczej sama czynność i to, jak traktujemy naolejowane włosy podczas mycia. Moje pierwsze olejowania często kończyły się katastrofą w postaci tłustych włosów, jednak kiedy w końcu doszłam do mojej metody, niedomyte włosy przestały mi zagrażać. Do czasu...

Tydzień temu po raz pierwszy pofarbowałam włosy henną. Po odczekaniu 48h od farbowania naolejowałam włosy Amlą, a następnie umyłam Facelle, tak jak postępowałam zazwyczaj. Efekt? Włosy świeże u nasady, za to kompletnie tłuste od ucha w dół. Ok, pomyślałam, mój błąd, bo pewnie myłam je za krótko albo niedokładnie. Przed następnym myciem nie nakładałam oleju, umyłam włosy tak jak zwykle, a tu! niespodzianka - dwa tłuste pasma; jedno z tyłu, po lewej stronie, drugie - nad prawym uchem. W takiej sytuacji nigdy nie myję włosów jeszcze raz, bo zwyczajnie szkoda mi od nowa myć czyste włosy (bo większość jest przecież czysta...). Wtedy związuję resztę włosów i domywam nad wanną tylko te konkretne pasma. Nie ma mowy o wyjściu z domu z tłuszczem, nawet, jeśli go nie widać - fatalnie się wtedy czuję.
Jesteście może ciekawi, co wydarzyło się podczas kolejnego mycia...? Tak, umyłam włosy bardzo, BARDZO dokładnie, docierając z szamponem do każdej ich partii i używając jego większej porcji, długo spłukując, żeby nic nie zostało. I co? 
Tłuste, przylegające do głowy pasmo z tyłu, po lewej stronie. No myślałam, że wyjdę z siebie.

Nie wiem, dlaczego akurat to pasmo jest takie problematyczne (bo to nie pierwszy raz, kiedy się nie domyło), dlaczego akurat teraz mam tego typu problem i jak to się dzieje, że całość włosów jest umyta, a tylko ich jedna część nie, skoro przecież myję włosy bardzo dokładnie i wszystkie traktuję tak samo. Najgorsze, że zdarza się to także wtedy, kiedy nie olejuję włosów przed myciem. Jestem poirytowana tą sytuacją, bo w efekcie myłam tą partię włosów już 5 razy i nadal nie jest taka, jak być powinna.

Najgorszą rzeczą w przypadku niedomytych włosów jest chyba to, że zwykle orientujemy się w sytuacji za późno i często nie mamy już czasu na ponowne umycie. "Wykrycie" niedomycia nie jest łatwe, kiedy włosy są bardzo mokre i na ogół ciężko je poznać. Czytałam o teście, który polega na przyłożeniu do włosów kartki papieru i sprawdzeniu, czy nie odłoży się na niej olej, ale osobiście jakoś tej metodzie nie ufam. Na szczęście (lub nieszczęście...) nauczona doświadczeniem mogę na dwa poniższe sposoby zorientować się, czy włosy na pewno są umyte.

1. W przypadku mokrych włosów:
Mokre włosy, jeśli są niedomyte, bardziej niż zwykle przylegają do głowy, są bardziej gumowe w dotyku, trudno je roztrzepać i rozdzielić palcami. W ten sposób można rozpoznać niedomycie już nawet w trakcie zmywania szamponu. Przy ostatnim myciu właśnie w ten sposób nabrałam podejrzeń, ale miałam nadzieję...

2. W przypadku lekko wyschniętych włosów:
Ten sposób nie pozostawia już żadnych wątpliwości: jeśli minęło już trochę czasu i twoje włosy już dawno powinny wyschnąć, a jakaś ich część bądź też całe włosy (w przypadku wcześniejszego olejowania) wciąż ociekają wodą i są zupełnie mokre, to znak, że olej na pewno się nie zmył. Brrr, nie cierpię tego uczucia, kiedy włosy są suche, a zostaje tylko ten mokry tył...


Post być może mało pomocny, ale musiałam gdzieś ponarzekać. Ciekawa jestem, czy Wam też zdarzają się takie dziwne perypetie z myciem włosów? A może farbowanie henną w jakiś sposób tu zawiniło?


Jeszcze raz zapraszam do udziału w mojej wiosennej akcji:


Pozdrawiam,
Klaudia

środa, 20 marca 2013

Akcja: Pij zdrowo na wiosnę! - START


Co prawda u mnie wiosny jeszcze ani trochę nie widać - jest zimno, biało, ponuro, nie ma słońca ani nic się nie zieleni... Nienawidzę takiej pogody, to nie do wiary, że mamy 20 marca, a za oknem święta Bożego Narodzenia :( Ale ponieważ przynajmniej ta kalendarzowa wiosna właśnie się rozpoczyna, postanowiłam zaprosić Was do udziału w organizowanej przeze mnie akcji :)

Jak wiadomo, wiosna to pora roku, która sprzyja dbaniu o dietę. W tym czasie jesteśmy pełni pozytywnej energii, a co za tym idzie - mamy ochotę na działanie oraz wprowadzenie zmian :) Tą akcję postanowiłam więc poświęcić zdrowemu odżywianiu, gdyż uważam, że jest to niezbędny element w pielęgnacji włosów. Myślę, że nie ma lepszej pory niż wiosna na zadbanie o to, by nieco ożywić i urozmaicić nasz jadłospis.


Na czym będzie polegała ta akcja?

Od dnia 21.03 do 22.06 (początek kalendarzowego lata) będziemy codziennie pić szklankę zdrowego, owocowego lub warzywnego koktajlu. 

Osobiście jestem wielką fanką tego typu napojów i nie raz już wspominałam o tym na blogu. Koktajl to świetny sposób na wprowadzenie świeżych warzyw i owoców do jadłospisu, uzupełnienie niezbędnych witaminpoprawienie metabolizmu, a ponadto niezwykle smaczna i pożywna przekąska wprost idealna na wiosnę. Dobrze przyrządzony koktajl doda nam energii i bardzo pozytywnie wpłynie na stan całego organizmu. Taki koktajl jest bardzo łatwy w przygotowaniu, można go przygotować z właściwie dowolnych owoców i warzyw, a także przyrządzać koktajle mieszane. Do takiego napoju warto jest dodać także inne składniki (poza owocami i kefirem), np. zarodki, siemię lniane lub otręby, gdyż dzięki użyciu blendera* i zmiksowaniu z owocami zyskają łatwo przyswajalną formę. Przepisy na przykładowe koktajle znajdziecie z pewnością w Internecie, np. na tej stronie.

O tym, jak przygotować taki napój, by był zdrowy, pisałam tutaj, jednak w skrócie powtórzę jeszcze raz, jakich zasad należy przestrzegać, przyrządzając koktajl:

- nie używamy mleka! (zamiast tego: kefir, maślanka, jogurt naturalny)
- nie dosładzamy koktajlu cukrem (jeśli już musimy słodzić, wybieramy miód)
- dodajemy owoce ze skórką, gdyż zawiera najwięcej cennych składników (jabłka, gruszki, kiwi itp.)
- możemy wzbogacić koktajl o wspomniane wyżej dodatki (siemię lniane, zarodki, otręby itp.)

* Jeśli nie posiadasz blendera, koktajl możesz zastąpić nieco inną formą, np. tego typu deserem. Ważne jednak, by spożywać go codziennie i aby zawierał w sobie owoce i inne cenne składniki.

Osobiście staram się często pić takie koktajle, jednak często zapominam kupić niezbędnych produktów, a jeśli je mam, to i tak zdarza się, że przyrządzenie koktajlu wylatuje mi z głowy. Mam nadzieję, że ta akcja będzie dla mnie (i nie tylko dla mnie) motywacją w tej kwestii :)


Jak zgłosić się do akcji?

1. Aby wziąć udział w akcji, nie musisz być publicznym obserwatorem mojego bloga, nie musisz też posiadać własnego bloga.
2. Jeśli chcesz wziąć udział w akcji, wyślij swoje zgłoszenie na adres dbamowlosy@wp.pl, w tytule wpisując swój nick/imię + dopisek "Pij zdrowo na wiosnę". W treści wiadomości podaj swój adres e-mail, adres bloga (jeśli go posiadasz) oraz datę, od której rozpoczynasz regularne picie (jeśli z jakiś powodów zamierzasz spożywać inną formę niż koktajl, zaznacz to w zgłoszeniu).
3. Po upływie wyznaczonego terminu końca akcji napisz mi krótki raport (do 5.07.2013), w którym zawarte będą informacje dotyczące stanu Twojego organizmu (włosów, cery, paznokci, samopoczucia, sił witalnych itp.) po wyznaczonej kuracji. Nie wyznaczam żadnych sztywnych ram i dziedzin, w których trzeba się wypowiedzieć - napisz mi po prostu o tym, co zwróci Twoją uwagę. Po dniu 22.06 zamieszczę na swoim blogu podsumowanie akcji.
4. Jeśli chcesz, możesz umieścić na swoim blogu zamieszczony na górze tego posta banner akcji, aby o niej pamiętać i zmotywować innych :) (jeśli nie masz ochoty, nie musisz tego robić).

Akcja trwa od 21.03, jednak jeśli z jakiś powodów nie jesteś w stanie rozpocząć jej jutro, nic straconego - możesz ją zacząć w ciągu kilku najbliższych dni (postaraj się jednak nie później niż 28.03), zawrzyj jednak tą informację w swoim zgłoszeniu.
Ja osobiście nie mogę się doczekać wypicia pierwszej porcji koktajlu :) Mam nadzieję, że podzielicie mój entuzjazm. Serdecznie zapraszam do udziału wszystkich, którzy tej wiosny mają ochotę zrobić coś pożytecznego dla siebie i swojej urody :)


Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

wtorek, 19 marca 2013

Pierwsze zakupy półproduktowe (Zrób Sobie Krem, Cosmeceuticum)

W dniu wczorajszym przyszła do mnie paczka :)


Masło shea pochodzi z lubelskiego stacjonarnego sklepu Cosmeceuticum (który, swoją drogą, bardzo polecam), resztę zamówiłam ze strony zrobsobiekrem.pl.


Moje zamówienie na ZSK:

Jako gratis dostałam korund (5ml) i kwas hialuronowy 1,5% (15ml).

Jak myślicie, co z tego powstanie? ;)
 

poniedziałek, 18 marca 2013

Sok z aloesu - moja opinia

Ponieważ dzisiaj mijają trzy tygodnie, odkąd używam soku z aloesu, a za tydzień minie jego termin ważności, postanowiłam napisać małe podsumowanie.

Sok kupiłam w aptece za 20zł/500 ml. Jest to 99,7% sok z aloesu, bez miąższu ani cukru (zawiera jedynie dopuszczalne konserwanty spożywcze). Jest to praktycznie bezbarwna, może lekko żółtawa ciecz o konsystencji zbliżonej do wody. Jego smak jest mało wyrazisty, trudno go opisać, nie jest jednak ani szczególnie smaczny, ani niesmaczny - raczej neutralny :P Sok jest przeznaczony głównie do użytku wewnętrznego w celu zwiększenia odporności, ja jednak na ogół stosowałam go zewnętrznie. Dodawałam go do:
- domowej roboty toników
- kremu
- masek do włosów
- mgiełki pod olej

Sok zdecydowanie najlepiej działał dodany do kremu. Po jego zastosowaniu cera była idealnie nawilżona i niesamowicie miękka, a sam kosmetyk miał przyjemną, lekką konsystencję, bardzo dobrze się wchłaniał. Myślę, że nie raz jeszcze zastosuję aloes w takim wydaniu :) Sok całkiem dobrze sprawdził się także w toniku (w proporcjach 1:1 z wodą). Jeśli chodzi o włosy, po zastosowaniu maski z dodatkiem aloesu włosy były nawilżone wręcz do bólu (:P), przez co nieco oklapnięte u nasady, co nie do końca mi odpowiadało. W przypadku mgiełki pod olej ciężko mi się wypowiedzieć, ponieważ zastosowałam ją w ten sposób tylko dwa czy trzy razy, ale wydaje mi się, że oszałamiających efektów nie było.

Z sokiem z aloesu wiąże się też rewelacyjne odkrycie :) Podczas okresu testów zdarzyło mi się zachorować, więc jak zwykle mój nos był otarty od chusteczek. Przemywanie podrażnionej skóry czystym sokiem z aloesu (na dodatek zimnym, prosto z lodówki...) zdziałało po prostu cuda: skóra natychmiast przestała szczypać, zniknęły zaczerwienienia i suchość, a otarcia błyskawicznie się zagoiły! Nigdy nic nie przyniosło mi takiej ulgi :) Myślę, że choćby z tego powodu warto jest wypróbować ten sok - kiedy następnym razem dopadnie mnie choroba, chyba specjalnie się po niego pofatyguję :P

Wszystko ok, a mimo to nie wiem, czy jeszcze kiedyś zdecyduję się na zakup tego soku. Przyczyną jest jego bardzo duża ilość. Tą butelkę kupiłam na pół z koleżanką (2x250ml), używałam go na siłę, dodając go do kosmetyków, kiedy tylko się dało, a i tak nie byłam w stanie spożytkować tej ilości w 4 tygodnie. Za tydzień mija jego termin ważności, a wciąż zostało mi kilkadziesiąt ml i nie wiem, co z nim zrobić (może zakonserwuję...?). Byłabym naprawdę wdzięczna, gdyby sok można było dostać w opakowaniu o mniejszej pojemności, ale aktualnie nie wiem, czy zdecyduję się na zakup - jest mi po prostu szkoda, żeby dość spora ilość produktu miała się zmarnować.

Podsumowując: jestem na tak, jeśli chodzi o sok z aloesu i śmiało mogę polecić jego wypróbowanie, jednak dokonajcie zakupu rozsądnie (tak, abyście były w stanie go wykorzystać - no chyba, że nie będzie Wam szkoda :P).


Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

PS. Czy Wy też ostatnimi czasy dostajecie w komentarzach jakiś dziwny spam? Czy ktoś wie, skąd on się bierze i czy można coś z tym zrobić? :/

sobota, 16 marca 2013

Pierwsze farbowanie khadi Orzechowy Brąz - moje wrażenia

Tak, ostatecznie zdecydowałam się na farbowanie henną.


Zrobiłam wszystko tak, jak mi radziłyście, to znaczy zalałam proszek wodą o temperaturze ok 50*C (zużyłam około 2/3 opakowania), nie czekałam, aż farba się utleni, tylko od razu nałożyłam na włosy. Trzymałam około godzinę pod czepkiem i ręcznikiem.

Efekt?


Kolor ciemniejszy, głębszy, chłodniejszy, jednolity, 
a włosy wreszcie (!) błyszczące, wzmocnione i wyglądające zdrowo! :)

Drażniło mnie to, że mimo tak długiej pielęgnacji i dobrego stanu ciągle były matowe i bez życia. Teraz wreszcie wyglądają jak trzeba :P Kolor pogłębił się i dodatkowo ochłodził, co bardzo mi się podoba (nie widać już rudawych refleksów, które pojawiały się na dolnej, nieco zniszczonej części włosów). Na zdjęciach są nieco potargane, ponieważ po hennie trochę się elektryzowały, więc nie mogłam ich porządnie rozczesać, a jedynie przeczesać palcami. Szkoda też, że nie udało mi się zrobić lepszych zdjęć, ale o tej porze dnia trudno o równomierne światło. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła je fotografować na dworze, jednak wczoraj w Lublinie mieliśmy śnieżycę stulecia - przysięgam, że odkąd żyję, nie widziałam czegoś takiego. Wiatr o prędkości 50km/h w połączeniu z padającym przez cały dzień śniegiem daje naprawdę piorunujący efekt... Moje drzwi wejściowe były zasypane do połowy, trzeba było wchodzić przez garaż, bo nie dało się do nich dojść, a na mojej ulicy są 1,5 metrowe zaspy. Żeby to nie być gołosłownym...

dzisiejsze zdjęcie, tu już po lekkim rozpuszczeniu i być może uporządkowaniu śniegu przez gospodarza posesji - żałuję, że nie mogę Wam pokazać, jak wyglądało to wczoraj... istna śniegowa pustynia, można było nawet zaobserwować śnieżną odmianę wszelkich rodzajów wydm :P

Tak więc, na razie nici ze zdjęć na zewnątrz, zwłaszcza, że znowu dopadło mnie jakieś przeziębienie :( Nie wiem jak Wy, ale ja nie znoszę zimy, nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie zrobi się ciepło!

Wracając jednak do tematu, żałuję, że wahałam się w kwestii farbowania :) Jak na razie efekt zdecydowanie mi się podoba, mam nadzieję, że za jakiś czas będzie równie dobrze. Zmiana jest subtelna, a największą zaletą jest to, że włosy odżyły, wzmocniły się, ich kolor jest wyrównany, końcówki w lepszym stanie. Nie widać rudości, których się obawiałam. Ciekawa jestem, jak długo utrzyma się ten efekt i jak włosy będą wyglądały za 2-3 miesiące, na razie jednak pierwsze farbowanie mogę śmiało zaliczyć do udanych ;)



Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

wtorek, 12 marca 2013

Dzisiejsze włosy - 12.03.2013

Dzisiaj rano miałam chwilę czasu, więc zrobiłam kilka zdjęć moim włosom. Ponieważ w marcu minął rok od czasu rozpoczęcia naturalnej pielęgnacji, nie umieszczałam oddzielnego podsumowania lutego, dlatego też postanowiłam napisać parę słów o tym, jak się miały moje włosy w ciągu tych ostatnich kilku tygodni.




Luty był raczej średnim miesiącem, jeśli chodzi o stan włosów, właściwie to mocno mnie rozczarował. Włosy były co prawda gładkie, miękkie i ich ogólny wygląd nie przysparzał mi żadnych kłopotów (z czego się bardzo cieszę :P), jednak zawiodłam się na pielęgnacji z dwóch powodów:
1. Przyrost w ciągu ostatnich tygodni był bardzo mały. Gdy patrzyłam na włosy w lustrze wydawało mi się, że urosły naprawdę sporo, jednak gdy przyszło do porównania zdjęć okazało się, że jest to tylko złudzenie. Włosy w rzeczywistości ledwie drgnęły, a widać, że potrzebują już podcięcia i to przynajmniej 3cm.
2. Znowu wzmogło się wypadanie, co bardzo mnie martwi i zastanawiam się, jaka może być tego przyczyna.

Myślę, że taki stan rzeczy mogła wywołać zrobiona przeze mnie wcierka ze skrzypu i pokrzywy, którą zakonserwowałam spirytusem. Już wcześniej wiedziałam, że moja skóra głowy za alkoholem nie przepada, ale nie podrażniała mnie, więc ją stosowałam. Teraz jestem w trakcie przerwy, bo minęły 3 tygodnie kuracji i nie wiem, co dalej zrobić - chciałam jeszcze wypróbować wersję wcierki z dodatkiem soku z aloesu, ale chyba jednak dam sobie spokój i na razie całkiem ją odstawię.

Stan kucyka również nie jest zadowalający - nie umiem zmierzyć jego obwodu, ale na oko wydaje mi się być mniejszy, kiedy porównuję zdjęcia. I gdzie ta pielęgnacja? ;( Nie wiem, naprawdę nie wiem, co mam zrobić z włosami w kolejnych tygodniach. Może wrócić do skrzypokrzywy? Ale przecież całkiem niedawno zakończyłam tamtą kurację...

Na zdjęciu po lewej stronie możecie zauważyć taką małą, białą kropkę - jest to gumka od warkoczyka, którego zaplotłam na pasemku, na którym testuję hennę (nie wiem właściwie, dlaczego nie wybrałam czarnej gumki :P). Jak na razie efekt mi się podoba - włosy są o wiele mocniejsze, bardziej błyszczące, a kolor głębszy i chłodniejszy, nie dostrzegam rudości, które z henny mogą wyniknąć. Myślę więc, że zdecyduję się na pofarbowanie całości, czekam tylko na moment, kiedy na drugi dzień nie będę musiała wychodzić z domu i męczyć wszystkich naokoło zapachem.

Postanowiłam także, że zacznę sobie zapisywać, ile wydaję miesięcznie na kosmetyki. W tej kwestii nie jestem bardzo rozrzutna i zawsze robię dokładnie przemyślane zakupy, nie kuszą mnie promocje ani nowości, jednak chciałabym sprawdzić, jak to faktycznie z tymi wydatkami u mnie jest. Dzisiaj wydałam dosyć sporo, ale na wyjątkowy zakup, o którym pewnie napiszę za kilka dni, jednak chciałabym nie wydać już więcej w najbliższym czasie.


To tyle podsumowań :) Pozdrawiam!

poniedziałek, 11 marca 2013

Maska do włosów Eva Natura Bawełna & Brzoskwinia - recenzja

http://www.pollenaewa.com.pl/
Maskę tą kupiłam jeszcze w wakacje i od dawna przymierzałam się do napisania jej recenzji, choć właściwie zdanie na jej temat wyrobiłam sobie dość szybko. I to niestety nie za dobre...


Maska Eva Natura Bawełna & Brzoskwinia

Skład: Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Cocamide MEA, Glycerin, Simmondisa Chinesis (Jojoba) Seed Oil, Hydroxyethylcellulose, Hydroxypropyltrimonium, Honey, Parfume, Aqua/Gossypium Herbaceum (Cotton) Seed Oil/Glyceryl Stearate/ PEG-60/ Hydrogenated Castor Oil, Propylene Glycol/Prunus Persics (Peach) Fruit Extract, Lactic Acid, Arginine, Amodimethicone/ Cetrimonium Chloride/Trideceth-10, Methylparaben, Panthenol, Propylparaben, Limonene, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate, Citronellol, Butylphenyl Methylpropional, Linalool, CI 15985.

Cena: 10-11zł (E. Leclerc), pojemność: brak informacji na opakowaniu - no właśnie...


Jak już wspomniałam, kupiłam tą maskę jeszcze w wakacje, kiedy to skończyły mi się wszystkie porządne produkty odżywiające i potrzebowałam czegoś na szybko. Kiedy ten produkt wpadł mi w ręce, nie spodziewałam się rewelacji, jednak zachęcił mnie przyzwoity skład i postanowiłam spróbować. Kiedy jednak otworzyłam to opakowanie, powoli zaczęły ujawniać się wszystkie jego wady.

Maska znajduje się w standardowym opakowaniu o niewiadomej mi pojemności - nie zostało to na nim umieszczone, podobnie jak skład (!). Obie te informacje znajdowały się na dziwnej karteczce podklejonej do spodu opakowania, ledwie się tam trzymającej, która odpadła zaraz po przyniesieniu zakupów do domu... Jak dla mnie to trochę żenada. Idźmy dalej: maska zawiera ekstrakty z bawełny i brzoskwini (pod koniec składu, ale jednak są), według zamierzeń producenta miała także pięknie pachnieć brzoskwinią. Niestety jej zapach jest strasznie chemiczny, intensywny i momentami wręcz nieznośny (czuję go teraz, kiedy opakowanie stoi zakręcone na biurku...). Jej konsystencja jest dziwna - bardzo gęsta, momentami grudkowata, ciężko ją nabrać palcami. Sama substancja ma przedziwny perłowy połysk, od którego na odległość bije chemią. Kupując tą maskę miałam niewielkie pojęcie o składach, teraz mam nieco większe, ale mimo to nadal nie wiem, co powoduje tu takie właściwości... Wydajność - ciężko stwierdzić, bo używałam jej naprawdę rzadko, ale jest chyba nie najgorsza. Po kilku miesiącach bardzo nieregularnego stosowania została mi jej jeszcze połowa.

Jeśli chodzi o działanie, to stosowałam ją w wersji niezmienionej oraz ulepszonej półproduktami. W pierwszym przypadku raczej się nie sprawdziła, gdyż nie robiła z włosami zupełnie nic ciekawego. W drugim przypadku jednak okazała się całkiem przyzwoita - ze względu na bardzo gęstą konsystencję można ją mieszać z dowolnymi, nawet wodnistymi/płynnymi składnikami (np. gliceryną, sokiem z aloesu) i mimo to nie spływa z włosów. Tak używana pełniła swoją funkcję dość dobrze, jednak stosowałam ją tak raczej po to, by ją zużyć, niż rzeczywiście odżywić za jej pomocą włosy - nadal mam do tego celu o wiele lepsze produkty.

Czy kupię ta maskę ponownie? Zdecydowanie nie, nie jest to produkt, który spełnia moje oczekiwania, choć nie jest najgorszy, biorąc pod uwagę jego skład, cenę i wydajność. Zdaję sobie sprawę z tego, że jako włosomaniaczka mam nieco wygórowane wymagania co do produktów, ale może u osoby nie dbającej o włosy do takiego stopnia co ja ten kosmetyk sprawdziłby się lepiej.


Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

piątek, 8 marca 2013

Dlaczego chcę, by moje włosy rosły szybciej?

Dzisiejszy Dzień Kobiet był naprawdę bardzo miły :) Oczywiście i tak nic nie przebije zeszłorocznego, kiedy to kąpałam się w Morzu Martwym, a temperatura powietrza wynosiła 32*C, ale i tak był bardzo udany, mimo niepogody za oknem. Rano przed wejściem na uczelnię stał bardzo miły chłopak, który rozdawał cukierki wszystkim spotkanym dziewczynom, składając każdej z nas życzenia, następnie kolejne słodkości od chłopaków od nas z grupy (plus śpiewanie przez całą godzinę chińskich piosenek zamiast robienia zajęć :P), dalszy ciąg prezentów w domu, a na koniec dnia tulipan od znajomych chłopaków :) Dzień Kobiet to naprawdę bardzo miłe święto, mam wrażenie, że o wiele mniej komercyjne od Walentynek, a jednocześnie doskonała okazja do tego, by coś miłego dla kogoś zrobić.

Ponadto w dniu dzisiejszym wreszcie wybrałam się do stacjonarnego sklepu z kosmetykami naturalnymi (jeśli jesteście z Lublina, znajduje się on na Krakowskim Przedmieściu) oraz przy okazji do Groty Solnej. W obu sklepach można dostać wiele ciekawych produktów, m.in. rosyjskie kosmetyki, półprodukty (np. masło shea, glinki, oleje wszelkiej maści) oraz naturalną żywność. Niczego nie potrzebowałam, więc nic nie kupiłam, ale na przyszłość będzie to na pewno świetne źródło zaopatrzenia :) Ceny są nieco wyższe niż w sklepach internetowych, ale biorąc pod uwagę brak konieczności płacenia za przesyłkę na pewno opłaca się kupić stacjonarnie wiele z oferowanych produktów.

http://ashleybeautyblog.wordpress.com/
W dzisiejszej notce trochę rozważań na temat zapuszczania i przyspieszania porostu. Jak wiadomo, ten temat nie jest obcy żadnej kobiecie - każda z nas na pewno kiedyś zapuszczała włosy, z różnym skutkiem. O swoim podejściu do zapuszczania pisałam już na blogu wiele razy i generalnie jestem zdania, że o wiele lepsze są włosy krótsze, a zdrowe i zadbane niż przesadnie długie i zniszczone. Pisałam także, że nie zamierzam już zapuszczać swoich, a jednak ciągle zamieszczam porównanie przyrostu i stosuję przyspieszacze. Więc jak to ze mną jest?

W tej notce chciałam zasygnalizować, że poza oczywistym efektem w postaci większej długości, zapuszczanie i przyspieszanie porostu może mieć nieco inny cel. Tak jak pisałam w tym poście, staram się przyspieszyć porost, ponieważ chcę się jak najszybciej pozbyć ich najniższej, najbardziej zniszczonej części. Tamte "stare" włosy były zniszczone przez złe traktowanie, używanie nieodpowiednich kosmetyków oraz nieprawidłową dietę. "Nowe", które wyrosły już za czasów włosomaniactwa, wyglądają zupełnie inaczej i nie mogę się doczekać, kiedy moje włosy będą w 100% zdrowe (do celu brakuje mi już tylko kilku cm) :) Oczywiście ten powód zapuszczania jest aktualny właściwie cały czas - przez ciągłe inwestowanie w pielęgnację stan włosów (przynajmniej teoretycznie) stale się poprawia, więc zależy mi na tym, by ciągle stawały się mocniejsze.

Innym powodem intensywnego zapuszczania, który już nieco mniej mnie dotyczy jest to, że szybki wzrost pozwala nam na więcej włosowych metamorfoz i eksperymentów, np. farbowanie i cięcie. Włosy, które rosną szybko, nawet po nieudanej zmianie w ciągu krótkiego czasu powrócą do stanu poprzedniego. Szybki wzrost pozwala także na częste podcinanie, przez co końcówki są cały czas w idealnym stanie.

Jeśli zaś chodzi o samą długość, nadal nie zdecydowałam się, co w tej kwestii zrobić. Nie mam wymarzonego celu, do którego dążę i w zasadzie sama nie wiem, czy chcę nadal zapuszczać, czy obecna długość mi wystarcza. Na razie więc po prostu zapuszczam, dbając o ich kondycję oraz stosując metody na przyspieszenie porostu z powodów opisanych powyżej. Myślę, że mimo wszystko szybko rosnące włosy przynoszą więcej korzyści niż strat - ściąć można zawsze, ale z zapuszczaniem nie jest już tak łatwo.


A Wy jak podchodzicie do kwestii zapuszczania? :)

Pozdrawiam,
Klaudia

środa, 6 marca 2013

Izraelskie LALINE - gdy kosmetyki mają wartość sentymentalną...

Dziś mniej konkretnie, a za to bardziej sentymentalnie :)

Dokładnie wczoraj minął rok od mojego przyjazdu do Izraela, gdzie pojechałam na wymianę międzynarodową. Wyjazd do tego kraju był moim wieloletnim marzeniem i po pokonaniu bardzo, bardzo wielu przeszkód ostatecznie doszedł do skutku :) Wiele bym dała za to, żeby przeżyć ten tydzień jeszcze raz, bo była to zdecydowanie przygoda mojego życia. Wspominam ten czas tak dobrze, jak tylko się da, z łezką w oku... Jeśli tylko będzie mi dane, na pewno jeszcze kiedyś odwiedzę Izrael, nawet nie wiecie, jak niesamowite jest to miejsce.

Dziś postanowiłam więc przedstawić Wam nic innego jak izraelskie kosmetyki :)


Zestaw upominkowy izraelskiej firmy Laline dostałam w prezencie od Aliny, u której mieszkałam podczas wyjazdu. Nie będę Was tu zanudzać fachowymi recenzjami tych kosmetyków, ponieważ, tak jak wspomniałam, mają dla mnie przede wszystkim wartość sentymentalną :) Na tej stronie możecie zobaczyć asortyment firmy. Zapachy i opakowania tych kosmetyków są piękne, a same produkty idealne na prezent :) 

Jestem posiadaczką kremu do rąk Hand Relief w wersji Ocean, kremu do stóp Lavender & Mint oraz musującego serca Lavender Lemon. W zestawie znajdował się także mały ręcznik do twarzy, a wszystko zapakowane było w w ładny papier.

Zużyłam około połowy kremu do stóp i 2/3 kremu do rąk, serca jak widać jeszcze nie wykorzystałam :) Oba używane przeze mnie produkty mają bardzo fajne działanie i zapachy, ale każda chwila ich używania jest przeze mnie niemal celebrowana :D


W składzie tych kosmetyków znajduje się sól z Morza Martwego. Do tej pory żałuję że ani trochę jej ze sobą nie zabrałam - zarówno ona, jak i słynne błoto, które w Polsce są niemal na wagę złota, tam leżą sobie tak po prostu na brzegu :) Niestety kontakt z samą wodą, która ma mimo wszystko działanie lecznicze, nie należał do najprzyjemniejszych. Kilka dni przed wycieczką nie używałam kremu do rąk, przez co miałam nieco wysuszoną skórę dłoni. Po kąpieli w Morzu Martwym ręce paliły mnie jak ogień - niewiele pomogło kilkukrotne płukanie w słodkiej wodzie, sól dosłownie wżarła się w ciało! Po kilku dniach skóra dłoni bardzo się złuszczyła i ostatecznie zeszła. Tak więc, jak mówiłam, nie było to zbyt przyjemne, jednak samą kąpiel wspominam bardzo miło, unoszenie się na wodzie bez żadnego wysiłku to ciekawe uczucie :)

O każdym momencie wyjazdu mogłabym mówić godzinami, a i tak nie byłabym w stanie opowiedzieć wszystkiego, co się wtedy działo. Podzielę się więc z Wami kilkoma spośród kilkuset zdjęć, które i tak w bardzo niewielkim stopniu pokazują, czym był dla mnie tamten tydzień :)


park w Rishon LeZion - mieście, w którym mieszkaliśmy, bliskie sąsiedztwo Tel Avivu

obchody święta Purim - podczas tego święta wszyscy zakładają kolorowe stroje i oryginalne przebrania, w których wychodzą na ulicę i przez kilka dni dobrze się bawią w towarzystwie przyjaciół :) niesamowity czas, bardzo się cieszę, że miałam okazję być w Izraelu właśnie wtedy :)




Jeruzalem - moja miłość...
pustynia Judzka - w drodze na Masadę :)

starożytna twierdza Masada, w tle Morze Martwe (największa depresja na Ziemi)

brak mi słów :)

nowoczesny Tel Aviv, jak widać Izrael to kraj, który ma wiele twarzy :)

z moją wspaniałą Aliną, dzięki której ten tydzień był dla mnie tak wyjątkowy :)


Pozdrawiam Was serdecznie,

Klaudia ;)

sobota, 2 marca 2013

"Dlaczego inna ma takie ładne włosy?"


Od jakiegoś czasu zapisuję sobie różne ciekawe hasła z Google, za pomocą których czytelnicy trafiają na mojego bloga. Ostatnio jednym z nich było "dlaczego inna ma takie ładne włosy?". Wyrażenie mało składne i nie do końca rozumiem, o co chodziło komuś, kto je wpisał, ale zmusiło mnie nieco do refleksji na pewien temat.

Nie wiem jak Wy, ale ja często spotykam na swojej drodze osoby, które o włosy absolutnie nie dbają w takim sensie, że nie zwracają uwagi na składy kosmetyków, nie przeprowadzają na nich żadnych szczególnych zabiegów, myją je samym szamponem, a mimo to mają piękne, błyszczące, gęste, zdrowe włosy sięgające do pasa, niekiedy o wiele piękniejsze niż u niejednej włosomaniaczki. Czy też macie wrażenie, że to niesprawiedliwe, że jedni muszą się tyle męczyć, a efekty i tak nie zawsze są zadowalające, podczas gdy inni mają nasz wymarzony efekt zupełnie za darmo? :P Ponadto często, kiedy rozmawiam z tymi osobami na temat pielęgnacji i mówię im o czytaniu składów, olejowaniu i tym podobnych, one często machają lekceważąco ręką i odpowiadają na to "E tam, ja tam myję samym szamponem i mam włosy w świetnym stanie". Jest to o tyle irytujące, że wychodzisz wówczas na osobę nadmiernie przeczuloną na punkcie swoich włosów i spotykasz się z niezrozumieniem faktu, że twoje włosy są po prostu inne i jednak potrzebują czegoś więcej niż tylko szampon.

Przez jakiś czas wydawało mi się, że sekret naturalnie mocnych i pięknych włosów leży w zdrowej diecie, ale jak zaobserwowałam, w jaki sposób odżywiają się niektóre ze wspomnianych powyżej osób, szybko pozbyłam się tego złudzenia. W czym więc leży tajemnica takich włosów?

Według mnie leży ona po prostu w tym, że każde włosy są inne i mają inne potrzeby. Niektórzy z mocnymi i zdrowymi po prostu się rodzą i nic nie zrobimy z tym faktem - takie osoby mogą się jedynie cieszyć z tego, że mają włosy, które nie wymagają wyszukanej pielęgnacji, a i tak odwdzięczają się świetnym wyglądem. Jednak nie wszyscy rodzą się z takim potencjałem i niestety, ale o wiele włosów trzeba po prostu dbać, aby były piękne. Naturalnie słabe mogą dorównać tym naturalnie mocnym, ale tylko dzięki odpowiedniej i systematycznej pielęgnacji i nie powinno być dziwne to, że niektórzy chcą po prostu walczyć o zdrowie swoich włosów. Nie warto więc podchodzić do sprawy na zasadzie "E tam!" i słuchać osób, które uważają, że szampon zupełnie wystarczy, jeśli chodzi o pielęgnację, bo po prostu tak nie jest. Jeśli nie otrzymałaś od natury włosów nie do zdarcia, nie przejmuj się nietrafnymi komentarzami, tylko bacznie obserwuj swoje i po prostu stosuj taką pielęgnację, która najbardziej im służy.

Przykładem tego jestem chociażby ja sama. Gdybyście porównali zdjęcia moich włosów z dzieciństwa z obecnymi, nie uwierzylibyście, że należą do tej samej osoby. Były naprawdę marne - cienkie, rzadkie, wiecznie przyklapnięte i absolutnie niczym nie zachwycały. Również w późniejszych latach nie należały do najpiękniejszych. Od zawsze były po prostu słabe, szybko się niszczyły, wymagały silnego odżywienia, którego wcześniej z powodu braku odpowiedniej wiedzy nie byłam w stanie im zapewnić. Nadal nie są idealne, ale wierzcie mi, że przez ostatni rok nastąpiła bardzo duża poprawa w ich stanie. Można mówić, że naturalna i systematyczna pielęgnacja jest przesadą, ale gdybym nie zaczęła dbać o nie w taki sposób jak teraz, nadal wyglądały by tak, jak na starych zdjęciach i osoby, którym wystarcza sam szampon nie mają tu nic do powiedzenia.

Do czego więc zmierzam? A no do tego, że chyba wreszcie należy pogodzić się z tym faktem, że naprawdę każde włosy są inne i nie warto się zniechęcać widząc, że ktoś ma piękniejsze mimo tego, że o nie nie dba. Trzeba wziąć się do pracy, poznawać bieżące potrzeby swoich tak, aby potrafić wydobyć z nich ich własny potencjał. Bo nie ma świecie włosów, które go nie mają.


Pozdrawiam,
Klaudia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...