Tak jak wspominałam w ostatnim poście, przez dwa miesiące wakacji przebywałam w Chinach. Postanowiłam więc napisać post o tym, jak wyglądała moja pielęgnacja oraz co ten wyjazd mi uświadomił, jeśli chodzi o pielęgnację. Mam nadzieję, że Was to zainteresuje :)
Włosy
Od razu powiem, że nie mam zbyt dobrych zdjęć, bo podczas fotografowania nie skupiałam się na nich jakoś szczególnie.
Pierwsze zdjęcie - Szanghaj, dzień po przyjeździe. Widać, jakiej długości były moje włosy w połowie czerwca. Mam wrażenie, że od tamtej pory sporo urosły i czuję wreszcie, że są długie. Podcinane były miesiąc wcześniej, farbowane henną - 3 miesiące wcześniej.
Pielęgnacja na wyjeździe była dość uboga - nie mogłam wziąć zbyt wielu kosmetyków, więc musiał wystarczyć mi jeden olej i dwie odżywki, a to trochę za mało, aby je porządnie nawilżyć i odżywić. Często były sztywne i spuszone, o wiele trudniej było je wygładzić i uporządkować. Ponieważ przez cały czas było bardzo gorąco, musiałam je o wiele częściej związywać, co w Polsce robię rzadko. Przez upały musiałam też wrócić do mycia co drugi dzień, na szczęście po powrocie sytuacja wróciła do normy i znowu myję co trzeci ;)
Po około dwóch tygodniach spędzonych w Chinach włosy zaczęły mi bardzo mocno wypadać. Nie wiem, czym było to spowodowane - być może zmianą klimatu, wody, do tego stresem. Nie miałam tam niczego, czym mogłabym to zwalczyć, pozostało mi tylko patrzeć, jak się przerzedzają :( Pod koniec wyjazdu końce były w naprawdę kiepskim stanie i martwiłam się, że nic już nie będzie z tych moich włosów. Po powrocie natychmiast zaczęłam kurację skrzypokrzywą i olejami i jest nieco lepiej, choć końcówka warkocza jest cienka jak nigdy. Widzę jednak niewiele rozdwojonych końcówek, co oznacza, że włosy jakoś ten wyjazd przetrwały i są dosyć mocne. Przydałoby się je trochę podciąć, ale ostatni raz byłam u fryzjera 3 miesiące temu, więc chyba jeszcze się z tym wstrzymam.
Jeśli chodzi o kosmetyki, oczywiście odwiedziłam chińską drogerię w nadziei, że znajdę coś ciekawego :) Niestety, na półkach były głównie reklamowane i nafaszerowane silikonami marki, a jeśli trafiłam na coś bardziej obiecującego, składy były po chińsku, a jakoś zabrakło mi determinacji, żeby to rozszyfrowywać. Nie znalazłam więc nic godnego uwagi.
Twarz
Kiedy wyjeżdżałam, wszyscy mówili mi, żebym uważała na wodę z kranu. Nie piłam jej i nie miałam żadnych dolegliwości żołądkowych, ale moja twarz przeżyła starcie z chińską wodą dosyć boleśnie. O ile nigdy nie sprawiała mi żadnych problemów, tak w Chinach błyskawicznie się przetłuszczała i wyglądała tak, jakbym tuż przed wyjściem z domu posmarowała ją olejem. Przeanalizowałam problem i stwierdziłam, że winowajcą musi być woda i zamieniłam ją na mineralną. Codzienne mycie twarzy wodą z butelki było strasznie upierdliwe, ale efekty piorunujące - wystarczyły 3-4 dni, aby sytuacja wróciła do normy. Wyjazd ten pokazał mi więc, jak ważne w pielęgnacji twarzy jest to, czym ją myjemy.
+ Sylwetka
I na koniec mały bonus... Po ponad 2 latach zupełnie bezskutecznej walki z niedowagą wreszcie udało mi się przytyć, i to aż 2,5 kilo w niecałe 2 miesiące! Chińskie jedzenie jest niesamowite, ale o tym napiszę na swoim drugim blogu.
Pozdrawiam!
widać że włosy sporo urosły. ;) chciałabym pojechać do chin.
OdpowiedzUsuńwidać że włosy sporo urosły. ;) chciałabym pojechać do chin.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę pobytu w Chinach ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę i masz bardzo ładne włosy :)
OdpowiedzUsuńmiło sie czytało :)
OdpowiedzUsuńZazdro, tez walcze z niedowaga, raz udalo mi sie nawet unormowac wage, ale pech chcial, ze w tym samym roku zachorowaly moje nerki i przez ponad tydzien nie bylam w stanie nic zjesc... Efekt - powrot do wczesniejszej wagi (50 kg, czasem nawet niecale)... Minelo 1,5 roku, a ja ciagle stoje w miejscu. Czasem mysle, ze latwiej schudnac okraglemu niz przytyc chudzielcowi.
OdpowiedzUsuń