Kiedy 3 lata temu oglądałam włosy dziewczyn z MWH u Anwen i czytałam blogi włosomaniaczek, powoli wkręcając się w pielęgnację, myślałam sobie: wow, to magia! Z każdych włosów, nawet tych najgorszych, najbardziej zniszczonych, najbardziej spuszonych da się zrobić cudo! Za 2-3 lata też będę takie miała! Te 3 lata właśnie minęły i przyszedł czas na podsumowanie tego okresu. Może będzie nieco pesymistyczne (no, może nie do końca :)), ale chcę się podzielić swoimi odczuciami - może przydadzą się one dziewczynom, które są w podobnej sytuacji co ja.
Otóż... nie ze wszystkich włosów da się zrobić cudo. Z moich nie. Serio. Przerabiałam wszystko - traktowanie je jak włosy proste, falowane, pielęgnację proteinową, bez protein, laminowanie, humektanty, hennę, wypróbowałam kilkanaście olejów, nie wspominając już o odżywkach i kombinacjach, w jakich je stosowałam wraz z olejami oraz inne cuda. Skorzystałam także z porad, jakie zostawialiście mi w komentarzach i zrobiłam badania na poziom hormonów tarczycy. Mimo tego wszystkiego na moich włosach nie wystąpiło żadne bum, żaden kosmetyk nie dał na nich efektu wow. Gdybym przez ten czas nie fotografowała ich regularnie, myślę, że patrząc w lustro pewnie nie zauważyłabym żadnej różnicy. Nie słyszę komplementów na temat moich włosów, nikt z moich znajomych nie powiedział mi, że dostrzega zmianę po takim czasie.
Charakterystyka moich włosów - po 3 latach doświadczenia:
- są włosami trudnymi - słabo reagują na kosmetyki i wszelkie zabiegi, nic im nie pasuje
- prawdopodobnie są włosami szklistymi - wiele z nich ma zaburzoną strukturę, nigdy nie tworzą gładkiej tafli
- źle reagują na próby układania w fale, nie chcą trzymać skrętu
- rosną bardzo wolno - jak patrzę na swoje zdjęcia sprzed 2 lat, są prawie tej samej długości co teraz, a przecież nie skracałam ich, nie licząc dosłownie kilku rutynowych podcięć o 2-3 cm
- niestety szybko się niszczą - mimo codziennego zabezpieczania olejkami i jedwabiem końcówki już po 2-3 miesiącach wołają o kolejne podcięcie. Widać to było nawet przed pielęgnacją - nigdy ich nie prostowałam, nie farbowałam, nawet nie suszyłam suszarką, a i tak były kompletnie przesuszone i wyglądały jak siedem nieszczęść
- potrzebują silikonów, które pomagają je ujarzmić i wygładzić
Ktoś napisał mi ostatnio w komentarzu, że mi współczuje, bo moje włosy już od dawna wyglądają tak samo, mają tę samą długość i stan. I to jest prawda - od 1,5 roku nie widzę już zmian w ich kondycji, jedynie odrobinę podrosły, ale jest to wręcz niezauważalna różnica. Prawdopodobnie już nigdy nie nastąpi jakaś diametralna zmiana w ich wyglądzie, no, może jeszcze trochę urosną, zanim się zdenerwuję i je zetnę :P
Dlaczego więc ciągle o nie dbam i nie rezygnuję z pielęgnacji? Dlatego, że to właśnie zdjęcia sprzed 3 lat pokazują mi, że choć bardzo daleko im do ideału, mimo wszystko się zmieniły:
marzec 2012 - marzec 2015
Może moje włosy nie tworzą pięknej, lustrzanej tafli ani naturalnych, regularnych fal, może przez te 3 lata nie urosły tyle, żebym mogła na nich usiąść i nie mają 20 cm objętości w kucyku, ale jestem dumna, bo udało mi się je uratować w czasie, kiedy pod wpływem wzmożonego stresu i chorowania prawie połowa mi wypadła, a reszta wyglądała jak miotła. Dzięki pielęgnacji nie mam już 15 cm drewnianych (blond!) końcówek, włosy nie wypadają, nie sterczą tak bardzo jak wcześniej, a w dotyku nie przypominają siana. Jak widać, mimo powolnego wzrostu udało mi się odzyskać stracone na początku włosomaniactwa centymetry (w pierwszych miesiącach ścięłam je na dość krótko:
link do wpisu ze zdjęciem) i nie są to włosy cienkie i zapuszczone na siłę, ale zdrowe na całej długości. Bo moje włosy są zdrowe, tylko po prostu nie potrafią wyglądać naprawdę pięknie.
Wszystkim dziewczynom, które być może załamują teraz ręce nad swoimi włosami i tak jak ja mają problem z osiągnięciem świetnych rezultatów, chciałabym powiedzieć jedno: nie każde włosy mogą być idealne i nie każde muszą. To, że ktoś osiągnął piękny efekt w krótkim czasie nie znaczy, że każdy taki osiągnie, bo każde włosy są inne. Powinniśmy mieć świadomość, że są też włosy wyjątkowo oporne na pielęgnację - tak jak moje - i że dbanie o nie zawsze jest łatwe, przyjemne i usłane różami. Wierzę, że nawet najgorsze włosy można odpowiednią pielęgnacją poprawić, ale nie można sprawić, że będą idealne i nie ma sensu "wyrywać sobie z tego powodu włosów z głowy". Lepiej zrobić dla nich tyle, ile możemy i nie frustrować się, jeśli efekty nie do końca nas satysfakcjonują.
Podsumowując, cieszę się z efektu, jaki udało mi się osiągnąć, choć nadal nie mam nie wiadomo jak pięknych włosów. Jeśli są tu jakieś dziewczyny, które też mają podobne doświadczenia w pielęgnacji, zapraszam do podzielenia się swoją historią w komentarzach - kto wie, może jest nas więcej? :)
Pozdrawiam,
Klaudia